Nie do końca jestem przekonany, co do rozgraniczania całości osób określanych, jako „niepełnosprawnych”, ze względu na schorzenia. Nie do końca rozumiem, czy fakt iż jest to niepełnosprawność ze względu na słuch, wzrok, ruch, mowę, czy to zmienia definicję niepełnosprawności?. W jaki sposób?. Bo to że każda z nich (niepełnosprawności), ma inne potrzeby, inne obwarowania ograniczeń, inne leczenie itd. nie zmienia faktu, że jest to niepełnosprawność. Nie rozumiem, dla czego tak trudno przyznać osobom niepełnosprawnym, że są niepełnosprawne. Tak się zastanawiam, czy pseudo skrępowanie tym określeniem, czy też dziwne zawstydzenie, nie bierze się z jakiegoś rodzaju zaniżenia, niewiary we własną wartość?. Czy to po prostu nie jest przyczyną swoistego kompleksu niższości. No bo Ja mam słaby wzrok, czy Ja mam niedowłady, paraliż. Czy ja jestem głucha, niema – to ma być powód do wstydu, zaniżenia wartości, kompleksu?, nie sądzę. Od różnic są specjaliści, związki, opiekunowie, ale jedność „niepełnosprawnych”, jest jedna. Bo głupotą – Moim zdaniem, jest mówić że jesteśmy sprawni, skoro nie jesteśmy. Bo jeśli zaczniemy tak mówić, że jesteśmy sprawni – to zaprzeczamy sami sobie. Bo skoro jesteśmy sprawni, to skąd tyle cierpienia, bólu, niedoli, skąd prawo do rent inwalidzkich?. Trzeba się nad tym zastanowić. Mnie osobiście drażni określenie, iż osoby niepełnosprawne, winny startować na równych prawach, co zdrowe osoby sprawne. A Ja się pytam jakim cudem?. Proszę Mi to wytłumaczyć. Czy osoba głucha, będzie miała równe prawa co osoba zdrowa?. Czy osoba na wózku, lub niewidoma, będzie miała równe prawa, co zdrowa chodząca, czy zdrowo widząca?. Nie, i po stokroć nie!. Więc skąd ta dziwna pruderia w określeniach?.
Wiadomo że osobą z defektem słuchu, potrzebne są aparaty słuchowe, bądź kursy języka migowego. Niewidomym usprawnienia słuchowe, bądź opiekunowie, czy to przewodnik ludzki, czy też psi. Osoby na wózkach również mają swoje specyficzne potrzeby, jak te i na kulach. Ale jedno jest pewne, każde z nich to niepełnosprawność, a nie sprawność. I czy będzie się szukało jakichkolwiek odmian nazewnictwa, zawsze będzie się to łączyć z brakiem sprawności. Dla tego Moim zdaniem podziały w tej grupie zawsze będą skłócały, różnicowały, a w rezultacie osłabiały całość niepełnosprawnych. Myślę że czas skończyć z medialnym wizerunkiem uśmiechniętych osób niepełnosprawnych, pokazywanych w programach Pani Dymnej – chociażby. Gdzie wydawałoby się słuchając się ich wypowiedzi, że miast zdać ludziom sprawę, czym rzeczywiście jest niepełnosprawność, oni wydają się szczęśliwi, wręcz uradowani. W istocie to dziwne. Nie sądzę iż należy siąść płakać, rwąc włosy z głowy, lecz należy wreszcie mówić, co znaczy „być głuchym, niewidomym, sparaliżowanym, niemym”. I to bez wygładzeń, upiększeń. Trzeba pokazywać rzeczywistość, jak wygląda rzeczywiste życie takich osób, Nas wszystkich, i tak niepełnosprawnych, bo to nie hańba być niepełnosprawnym. My nie powinniśmy się wstydzić tego, że nimi jesteśmy. Wstydzić się winni po stokroć ci, co z racji wykonywanych funkcji zawodowych, mają obowiązek reagować na łamanie praw właśnie tych osób. Ale jak mają oni zmotywowani, skoro miast mówić o konkretach, wystarczy poczytać posty na tym, chociażby forum.
Pozdrawiam.