Pani Anno,
Ne jestem specjalistą, nie mam doświadczenia z takimi dokładnie sprawami, ale po przeczytaniu pytania nasuwa mi się pewna uwaga - może się do czegoś przyda. Oczywiście odpowiedź ekspertów z Centrum Integracji jest ważniejsza, jeśli się pojawi.
Prawnicy radzili Pani (jak myślę) postąpić zgodnie z prawem. Tyle, że burmistrz, oprócz bycia urzędnikiem, jest człowiekiem. Tego oczywiście nie przewidują żadne przepisy, ale ludzie, również urzędnicy, mają emocje. Tam, gdzie urzędnicy przywykli do tego, że pewne rzeczy można załatwiać "na gębę", czyli bez papierów (w stylu "zapytam burmistrza tej gminy obok"), papierowy dokument (tu odmowy utworzenia oddziału w szkole) może być odebrany jako atak, materiał do szantażu itd. Niby nie powinien, ale może być.
Zgadywałabym, że burmistrz zakładał, że ta sprawa zostanie załatwiona "na gębę" - bo tak byłoby wygodniej. On tam z kimś pogada, Panie będą gdzieś dzieci wozić i tyle. Dowodów na papierze nie będzie, więc oficjalnie wszystko okej. A tu klops - zgłosiła się Pani po dowód odmowy na papierze, zakładając, że burmistrz/gmina zrobi coś, czego nie musi (formalnie zaproponuje jako alternatywę oddział w innej gminie, który wcale nie musi w tym roku działać).
O ile rozumiem, rozmowy o wysyłaniu dzieci do szkoły w sąsiedniej gminie miały być koleżeńską sprawą między dwoma burmistrzami, właściwie poza przepisami prawa. Jeśli tak, to burmistrz nie ma obowiązku czegoś takiego robić i gmina owszem, zgodnie z prawem musi przedstawić alternatywę, ale niekoniecznie taką. Z dalszymi krokami może być taki problem, że chyba dotyczą bardziej emocji burmistrza niż prawa. Nie wiem, czy ktokolwiek poradzi Pani, co należy powiedzieć/zrobić, żeby burmistrz jednak zrobił rzecz, której robić nie musi, na Pani i Pani dziecka korzyść, po tym, jak się poczuł urażony (nieważne, słusznie czy nie).