Nie wiem na czym polega twoja praca, ale znam kilka osób z I grupą, które pracują w domu na własnym sprzęcie i mają ok 1020 zł. co odpowiada ok 1400 zł brutto pensji.
Zanim zaczęli pracować musieli podpisać oświadczenie, że firma będzie im płacić za używanie sprzętu, ale od razu firma zaznaczyła, że to tylko na papierze i żadnych pieniędzy nie będzie wypłacać.
Taki chłopak Arek, 25 lat po studiach z ekonometrii kupił sobie komputer za 4 tysiące złotych z własnych pieniędzy (bez PFRON) i jest rozżalony, bo w umowie ma 7 godzi a musi pracować 8. Za godzinę mu nie płacą, za komputer też nie. Po trzech latach ten sprzęt będzie zużyty jak nie wiem co.
Zgodził się na takie warunki, bo albo dostanie angaż albo nie, a tzw. telepraca to jego jedyna szansa. Do pracy w zakładzie nikt go nie zawiezie, a sam nie da rady.
Więc chyba twoje 1100 zł to całkiem niezle pieniądze. Zawsze może być gorzej. Poza tym epilepsja to nie problem, już są tabletki powstrzymujące ataki.
Ale właśnie nie wiem jak to jest z tymi dofinansowaniami z PFRON, bo tam gdzieś jest mowa o max. limitach i coś o 75 proc. I tego nie "kumam" bo nie jestem w temacie.
W Polsce ok 1 mln osób ma najniższą pensję i prawie wszyscy, których płaca ma coś współnego z PFRON.
1100 zl na rękę to ok 1500 zł brutto w umowie. Zatem koszt dla firmy to 2000 zł brutto.
Gazeta Prawna z 2009
"Od stycznia pracodawcy otrzymają zwrot 75 proc. kosztów wynagrodzenia i składek niepełnosprawnego pracownika. (...) Zakłady pracy chronionej będą mogły liczyć na dofinansowanie wynoszące 2041,60 zł w przypadku zatrudnienia osoby ze znacznym stopniem niepełnosprawności, 1786,40 zł za osobę ze stopniem umiarkowanym oraz 765,60 zł za zatrudnienie niepełnosprawnego w stopniu lekkim. "
http://praca.gazetaprawna.pl/artykuly/103511,dofinansowanie_z_pfron_bedzie_zalezec_od_wysokosci_wynagrodzenia.htmlWięc te 2200 zł nawet ze schorzeniem specjalnym nie daje takiej kwoty z PFRON
Dawno, dawno temu pracowałam w ZPChrze - była to moja pierwsza praca. Fakt, nie w fabryce. Początkowo zarabiałam tyle, ile mi zaproponowano, ale kiedy się zorientowałam w sytuacji firmy oraz systemie dofinansowań (po prostu lubię rozumieć, co się wokół mnie dzieje) poprosiłam o zmianę warunków zatrudnienia. I tak, co jakiś czas w ciągu ponad pięciu lat otrzymywałam zwyczajne podwyżki - wiązało się to także ze zmianami stanowisk, które zajmowałam, ale zawsze jednak negocjowałam. I w pierwszej rozmowie ustaliliśmy (choć nie bez bólu dla szefa), że ja wiem, ile ona na mnie zyskuje, więc wypada się podzielić przynajmniej zyskiem, który wypracowuję dla niego - proste.
Gdy natomiast uznałam, że dalej się nie posuniem - bo ani to dla mnie rozwój, ani przyjemność, ani pieniądze za posiadane już kwalifikacja - podziękowałam panu z dnia na dzień. I dołożyłam starań, aby znaleźć coś sensowniejszego.
Odpowiedź w każdej sprawie podobnej do opisanej przez autora postu jest jedna (i ja ją powtarzam jak mantrę): mamy to, na co się godzimy.
Nigdy nie pojmę, dlaczego niepełnosprawni godzą się tak potulnie na jałmużnę od firm, które zarabiają krocie tylko za sam fakt, że na liście płac mają osoby z orzeczeniem. Wy przecież pracujecie i jesteście wolnymi ludźmi; podpisujecie UMOWĘ z pracodawcą - a umowa to warunki USTALONE przez OBYDWIE STRONY. Nikt nie ma prawa was do niczego zmusić a wy nie musicie niczego podpisywać.
I nie piszcie już o braku wyboru itd. - wyboru nie ma, ponieważ większość ON już dawno usankcjonowała wyzysk ZPChrów i stworzyła nową, świecką tradycję traktowania siebie samych przez firmy przedmiotowo i nieelegancko. Mało tego - dajecie sobie wmówić, że to wasza jedyna szansa na zarobienie na życie. Skoro się z tym zgadzacie - nawet mnie brakuje argumentów.
Skoro także te firmy takie wspaniałomyślne, proszę - niech was wynagradzają rynkowo, zwyczajnie. Dotychczas miały tak wiele ulg i przywilejów, że zdążyły zgromadzić na kontach kwoty, z których same odsetki z powodzeniem wystarczą na wieeeeele waszych pensji.
No, i niech po prostu zatrudniają ludzi dlatego, że chcą pracować i robią to, jak należy - płacenie im minimalnych pensji to bezczelność.
No, i jeszcze jest inny aspekt - bardzo wiele ON błaga szefa, żeby im nie płacił więcej, bo... będzie miał problem z pobieraniem renciny. Ot, i cała zagadka... A im to na rękę.
Do autora: pracodawca płaci tyle, na ile się umówiliście. Nie ma, że "dochód powinien być wyższy". To zależy od waszych ustaleń i Twoich potrzeb, możliwości.
Nie, nie musisz mu być wdzięczny - jesteś wolnym człowiekiem...
Z tego co wiem to pracodawca ma dopłatę do pensji pracownika niepełnosprawnego w wysokości 75% jego wynagrodzenia. A kwoty wymieniane jako dopłaty do pensji to maksymalne kwoty dopłaty do pensji. Sam się dziwię dlaczego właśnie na tych kwotach się media skupiają, chyba to propaganda taka, jednak jak ktoś ma firmę to nie poddaje się propagandzie - tylko orientuje się w szczegółach. Według mnie 75% dopłaty do pensji to bardzo dużo, szczególnie że bardzo dużo osób niepełnosprawnych pracuje z taką samą wydajnością i efektami jak osoby pełnosprawne. Co więcej, jeśli organizacja w której pracuje ON nie wytwarza zysku - czyli np organizacje pozarządowe, charytatywne itp to dopłata do pensji ON jest jeszcze wyższa - 90% pensji!!!
Osobiście uważam że powinno się obniżyć procent dofinansowania do wynagrodzenia ON o jakieś 3 punkty procentowe a zaoszczędzone kwoty przeznaczać na bezpłatne szkolenia dla pracowników niepełnosprawnych, edukacyjne programy komputerowe, książki. Bo w umiejętnościach i podejściu do życia jest klucz do samodzielności i radości z dobrze wykonanej pracy.
Sam mam umiarkowany stopień niepełnosprawności i pracuję ale wciąż uczę się nowych rzeczy.