Jak sobie zasluze,to pozwalam sobie nawtykac i sie nie obraze.Ja na krytyke jestem otwarta.Tylko musze zasluzyc.Bo jak napisalam wczesniej nie dam po sobie niezasluzenie pojeczac i dopiero wtedy moze byc goraco Basiu.Ha Ha Ha.
Ludzie pełnosprawni nie poważają niepełnosprawnych do czasu aż sami staną się inwalidami w wypadkach.... Znam takie przypadki że sprawni stali się tymi co kiedyś uważali za niższą kategorię społeczną, po fakcie zauważają jak bardzo byli w błędzie. Np. Największy rozrabiaka, który robił innym ludziom różne przykrości, bił się z każdym i każdego kto mu wszedł w drogę, nagle wypadł z okna z szóstego piętra i wylądował na wózku inwalidzkim, wszyscy wcześniejsi kompani od kieliszka go opuścili bo stał sie dla nich kulą u nogi. Po jakimś czasie spotkałem go na ulicy a on do mnie podjechał bo siedziałem sobie pod parasolem w barze po pracy i piwko sobie piłem a on mnie zaczął przepraszać, narzekając na swoją głupotę i na życie że teraz wie co to oznacza być niepełnosprawnym. Od tego czasu staliśmy się przyjaciółmi do końca jego życia. Po wypadku żył jeszcze 9 lat a 5 lat po wypadku amputowano mu obie nogi.... A na jego pogrzebie nie było nikogo z krewnych choć miał dość liczną rodzinę.... Tu nie chodzi o to jakie cierpienia przechodził, tylko gdyby był dobrze wychowywany a jego rodzina miałaby inny stosunek do ludzi niepełnosprawnych, jak zarówno państwo miałoby inne podejście do tego zagadnienia to nam ludziom niepełnosprawnym żyłoby się dużo lepiej
Już znów jestem z Wami.Żeby tu być i klikać,śmiać sie i wymieniać poglądy muszę czasem zniknąć na rehabilitację (niestety nie mam dostępu do komputera) a robię to tylko w letniej porze. Zawsze o Was pamiętam i tęsknię a dziś gorąco pozdrawiam ))))))))
ja chce ze wszystkimi pisać podaje wam gg 7256947 serce przyjacielskie mam mam na imie rafał z Wałbrzycha moje marzenie miec przyjaciół nawiązywanie kokatuw jestem niepełnosprawny
wez pod uwage,w jak wielu wysokosciach wystepuja psy ,nie wszystkie widza tylko nasze stopy a dog niemiecki czy wilczarz, po prostu pies to pies ityle jest nie zawodny
Widzę:) ale widzę też analogie. Trzeba zacząć od okreslanie czym dla każdego jest przyjaźń, (bo niestety zatraca swój pierwotny sens). I jakie elementy w przyjaźni są istotne, a jakie niemalże niezbędne.
4 lata temu w sanatorium poznalam super dziewczyne.Wymienilysmy sie adresami i przez te lata utrzymywalysmy ze soba kontakt,rozmawialysmy i pisalysmy,ale poniewaz dzieli nas cala Polska,nie widywalysmy sie.Za tydzien Ala jedzie na turnus do miejscowosci polozonej 200 km.ode mnie i ja postanowilam ja odwiedzic.Juz sobie wynajelam pokoj.Ala stala sie dla mnie przyjaciolka,wiele dla mnie zrobila,jak najbardziej potrzebowalam pomocy.Ale w realu to co innego.Jak wroce to powiem,czy mozna sie przyjaznic wirtualnie.Mam nadzieje,ze tak.
Ja jestem bardzo ostrozna i rzadko uzywam slowa przyjazn,bo dla mnie jest to cos naprawde wielkiego a nie lubie naduzywac slow.Ale takie rzeczy sie czuje.I mam nadzieje,ze w tym przypadku sie nie myle.
Bernardeto sądzę, że codzienna obecność w przyjaźni nie jest konieczna. Moim zadaniem ważna jest pewność, że osoba którą zwiemy przyjacielem będzie z nami wtedy, gdy jej najbardziej potrzebujemy. Obecność nie zawsze fizyczna, ale też duchowa. Zrozumienie.
Lidian, ja nie napisałam codzienna obecność- ale wspólna codzienność- i to w cudzysłowiu. A to w moim rozumieniu znaczy tyle co uczestnictwo w życiu przyjaciela. Uczestnictwo różnież przez fizyczną obecność. Nie tylko w chwilach kryzysowych, ale zwykłych codziennych.
Z pewnościa każdy z Was, ma obok siebie kogos takiego z kim wystarczy wymiana jednego spojrzenia, pół słowa- i wiadomo o co chodzi. Do takiej relacji potrzeba fizycznej obecności, znajomosci tonu głosu, wyrazu oczu....tak, wiem że to banał i oczywistość:))
Rozumiem, ale nie do końca. Popraw mnie jeżeli źle mówię. Uczestnictwo również w tzw szarych dniach. czyli wiemy co się dzieje jak jest normalnie i jak jest dobrze czy żle. Ale chyba nie codzienne przesiadywanie u siebie i zaglądanie w garnki. Uważam, że życie każdy powinien mieć osobne. Nie można żyć życiem przyjaciela. Można rozumieć drugą osobę, ale nie narzucać swoją stałą obecność.
Twój drugi post dopiero przeczytałam. Sądzę, że to co w nim mówisz bardziej pasuje do definicji miłości.
Oczywiście!!! Każdy żyje za siebie, nie za kogoś. Dokłądnie to miałam na myśli. Ale- dla mnie konieczna w przyjażni jest obecność, bez określania jej częstotliwości.
Właśnie o częstotliwość mi chodziło. Teraz się rozumiemy. Teraz można wysunąć wniosek, że można poznać się przez internet co może być początkiem przyjaźni.
Zgadzam się z Tobą i dlatego właśnie tak postępuję. Nie napuszam się i wiele wybaczam. Lubię ludzi i kontakty z nimi. Lubię też patrzeć na ludzi (kiedyś rysowałam). Dla mnie nie ma ludzi brzydkich. W każdym jest piękno.