Jestem matką dziecka ze stwierdzonym upośledzeniem umysłowym w stopniu umiarkowanym. Córka moja była uczennicą szkoły specjalnej, gdzie dobrze się czuła, funkcjonowała w grupie rówieśników i pod opieką specjalistów rozwijała się na miarę swoich możliwości. Przez lata nie byłam świadoma jakie to miała szczęście, i że to wcale nie jest sytuacja powszechna. Niedawno przeprowadziłam się do innej gminy i nagle okazało się, że nie będzie dowozu do szkoły specjalnej bo przepisy kierują moją córkę do nauczania w najbliższej zwykłej gminnej szkole masowej, gdzie będzie realizować tok kształcenia specjalnego. Efekt – córka została dopisana do zwykłej 30 osobowej klasy, w charakterze odmieńca i pod kierunkiem nauczyciela, zajętego swoim przedmiotem i klasą, niby realizuje tok kształcenia specjalnego. Z jej upośledzeniem nie bardzo jest w stanie czytać, pisać i liczyć, ale ma w planie język angielski, niemiecki, fizykę, chemię... Więc klasa pisze równania a córka koloruje kwadraty. Pozostali uczniowie to przecież widzą. Poniża ją sama ta sytuacja, zaś pod nieobecność nauczycieli jest bardzo brzydko wyśmiewana przez klasę, od której przecież dzieli ją wielka i coraz większa przepaść intelektualna, a dzieci są bezlitosne. Córka często ma depresję, nie ma żadnych koleżanek, nie przysługuje jej dodatkowy pedagog-opiekun. Kompletnie się uwsteczniła, wymaga szczególnej uwagi i pomocy a nauczyciel się przecież nie rozdwoi gdy ma do realizacji program i klasę, która ma mieć potem wyniki. Nauczyciele robią co mogą, choć przecież niewiele mogą w takim układzie. Na papierze jest wszystko zgodnie z obecnymi przepisami. To przykre - jest wszystko zgodnie z przepisami. Jednak są to przepisy fikcyjne i niestety okrutne, które skazują dziecko na poniewierkę i ustawiczne przypominanie otoczenia, że ona to jest ta głupia, gorsza. W szkole jest jeszcze paru takich upośledzonych uczniów dopiętych do zwykłych klas, pozamykanych w swoich kokonach wstydu. Obraz nędzy i rozpaczy. Nauczyciele mówią, że to jest obecna praktyka i kierunek polskiej szkoły w sprawie takich dzieci i będzie coraz gorzej - piękne słowa, brak funduszy i zamiatanie problemów pod dywan. Jak słyszę o obecnych planach likwidacji szkół specjalnych i ukrywaniu dzieci upośledzonych w szkołach masowych to myślę sobie, że czasy przychylnego kształceniu specjalnemu PRL-u, wychodzą przy tym na naprawdę miłosierne.