
Słowo się rzekło...
(choć nie ukrywam, fascynuje mnie, że "technik informatyk" pisze pracę o edukacji seksualnej)
Edukacja seksualna powinna być dostępna z tej prostej przyczyny, że ludzka seksualność jest tematem, którego nie da się zagłuszyć i uznać za niebyły, a skoro tak nam się spieszy edukować ludzi w różnych dziedzinach, to i tu wypada. Wskaźnik liczny traktorów na tysiąc mieszkańców w Burkina Faso można spokojnie pominąć i prawdopodobnie ta luka zbyt wielu osobom krzywdy nie zrobi. Natomiast brak możliwości doszkolenia się w zakresie tego "jak, z kim i kiedy" może po prostu zaszkodzić. W normalnych warunkach odpowiednią wiedzę powinni przekazywać rodzice, ale ponieważ nie zawsze umieją to zrobić, taka wiedza powinna być dostępna w formie publikacji (wydawanych przez wiarygodne instytucje i konsultowanych ze specjalistami) i/lub zajęć. Przy czym w przypadku zajęć spełnione powinny być trzy warunki:
Edukacja powinna być
całkowicie dobrowolna za zgodą samego zainteresowanego i w przypadku osób niepełnoletnich także rodziców/opiekunów,
prowadzona przez fachowców i w warunkach, które zapewniają
maksymalny komfort psychiczny (może to oznaczać podział grup według płci, prowadzenie zajęć w warunkach niezwiązanych z pracą/szkołą, przez osoby z którymi nie stykamy się na co dzień w innych relacjach itd.). Oczywiście jak wszystkie modele idealne ten też jest nie do zrealizowania w stu procentach, ale do takich właśnie warunków powinno się dążyć.
Nie ma sensu, by tematem takich zajęć była domyślnie również seksualność osób niepełnosprawnych, a to z tej prostej przyczyny, że nikomu nie wypada ani prawić nic nie mówiących banałów, ani wpychać do głowy wiedzy, którą nie jest w najmniejszym stopniu zainteresowany (szczególnie w takim temacie). Podejrzewam, że do tego sprowadzałaby się nauka o seksualności ON robiona wedle jednego szablonu wśród dajmy na to całej "zdrowej" licealnej młodzieży. Jeżeli natomiast uczestnicy wyrażą zainteresowanie tym tematem, to powinni otrzymać wiarygodne informacje w takim zakresie, w jakim ich to interesuje, a prowadzący jest w stanie dostarczyć. Generalnie dwie "proste" zasady brzmią
dyskrecja i
elastyczny dobór treści.
Te same zasady powinny dotyczyć grup mieszanych i samych ON - każda choroba jest inna, każdy człowiek jest inny. Niektórym mogłoby np. przeszkadzać omawianie publiczne tego co Jaś może i nie może zakładając, że byliby owym Jasiem (jedynym w grupie). Każdy, zdrowy czy niepełnosprawny, powinien otrzymać komunikat:
istnieją źródła, z których możesz/możecie skorzystać, a jeśli będziesz/będziecie chciał/chcieli możemy o tym porozmawiać. Po czym prowadzący zajęcia powinien się do tego komunikatu starać dostosować traktując uczestników zajęć w sposób uczciwy i kompetentny.
Tyle teorii. A w życiu wychodzi jak zwykle - raz lepiej, raz gorzej.