Coraz częściej zastanawiam się po co robię to wszystko, po co wypisuję te wszystkie idiotyzmy na tzw. tematy? Gdy jednak zastanowię się głębiej, to dochodzę do wniosku, że siedzi to we mnie głęboko, że w ten sposób usiłuję wykrzyczeć samą siebie gdzieś w przestrzeń zagubionych ludzkich wyobraźni. Nazywając coś po imieniu, nadając mu jakiś konkretny czasowy wymiar, miejsce i kształt staram się uświadomić sobie jakie błędy popełniłam i popełniam nadal, w moim życiu. To że ja się topię w jego dzisiejszej nicości, w jego ulepionej przeze mnie bylejakości wypełnionej pogonią za fałszywym blichtrem i w miarę wygodnym (czyt. leniwym) bytowaniem, to w jakimś sensie mój własny wybór. Może nie zupełnie świadomy, a już na pewno nie do końca przemyślany, jednak na pewno mój. Szkoda tylko byłoby aby inni popełniali podobne błędy, ponosząc przy tym, mniej lub bardziej, podobne konsekwencje. Z własnego i nie tylko, doświadczenia wiem, że życie za to karze nas potem dość boleśnie. Zadałam też sobie pytanie, czym się w takich momentach kieruję? Wydaje mi się, że jest w tym sporo mojego egoizmu, może w nie najgorszym jego wydaniu, jednak moje ego zupełnie podświadomie stara się w ten sposób stworzyć mi, pewien rodzaj bezpiecznego otoczenia. W tym wszystkim nie najważniejszym jest to czy jest ono fizyczne czy wirtualne. Ważne aby ono było, bo w końcu to przecież psychika utrzymuje naszą dobrą lub złą kondycję, tworząc nasze samopoczucie i pozwala nam na cieszenie się lub też nie, życiem. Zacznijmy więc analizować nasze „choroby”, szukać źródeł niepowodzeń aby nie stracić tego co dobre, z tego wszystkiego co może nas jeszcze spotkać w życiu. Zacznijmy więc częściej korzystać z szarych komórek a nie tylko z dość wygodnych, pozornie tylko rozładowujących stresy, bezmyślnych emocji. Wskazówka życia wściekle goni nas do przodu, to prawda. Jednak tylko od nas zależy czy damy się zwariować i poddając się jej zgubimy po drodze wszystko co piękne, czy też odnajdziemy swoją twarz i rozumnie wyciszając nasze nadmierne emocje będziemy wybierać z życia to, co jest w nim dla nas najbardziej przyjazne a więc spokój, radość, ciepło, uczucia. Wtedy dopiero przestaniemy gubić dni, miesiące, lata i odczuwalnie wydłużymy nasze życie nie pozwalając na poddawanie go matematycznej obróbce. Nasza psychika nie poddaje się przecież żadnym kalendarzom, ale za to jest bardzo wrażliwa no to, co się z nami i wokół nas dzieje. Zróbmy więc wszystko aby każdy jego dzień był wyraźnie zapisany w księdze naszej pamięci i w każdej chwili możliwy do nostalgicznego odtworzenia i delektowania się czasem minionym. Wbrew pozorom, jest to naprawdę możliwe.