Do treści głównej się nie odnoszę, bo tak jak mówiłam zrobię to tylko na życzenie (inaczej nie ma sensu), ale taka uwaga do Pańskiego ad personam.
> napisałaś, że nie jesteś ciężko chora
Tak uważam. Dla przypomnienia: mam średnią/lekką (zależy jak patrzeć) postać MPD (jako lekarz sam Pan rozszyfruje skrót). Patrząc po statystykach schorzenia, jestem na pewno w górnych 50% (nie mam padaczki, w dobrych warunkach pogodowych i bezpiecznym otoczeniu poruszam się samodzielnie i bez kul). Więc na skali tego jak mogłabym być chora, jest dobrze. Z drugiej dla "sprawnego" otoczenia jestem bez wątpienia osobą niepełnosprawną, bo MPD mnie jednak ogranicza.
Tak wyszło, że urodziłam się ze zbyt małym porażeniem, żeby uważać się za bardzo nieszczęśliwą (zwłaszcza mieszkając w Warszawie - gdybym mieszkała w odludnej chacie w Beskidach byłoby dużo gorzej), a jednocześnie ze zbyt dużym żeby nie mieć żadnych istotnych ograniczeń i być uważaną za osobę "sprawną".
> podatków nie płaciłaś.
Wykonywane zlecenia na studiach (które traktowałam jak normalną, terminową pracę) opłacałam tak samo jak wszyscy inni tłumacze procujący na UoD. Oczywiście jak się pracuje tylko po godzinach na studiach, traktując studia jako podstawowe zajęcie, to się za dużo nie zarobi, ale coś się przez te pięć lat zebrało.
Moje obecne podstawowe zatrudnienie (dydaktyka na uczelni) wiąże się niestety nie z pensją asystenta ale ze stypendium doktoranckim. Tak się składa, że jest nieopodatkowane podatkiem dochodowym/składkami społecznymi. Nic na to nie poradzę. Wolałabym pensję asystencką, ale to nie zależy ode mnie a od uczelni i jestem w tej samej sytuacji co pozostali doktoranci.
Nie wybrałam tego akurat tak, "żeby mi było łatwo" bo aplikując na doktorat kilka lat temu nawet nie wiedziałam, czy będę prowadzić dydaktykę (i dostawać stypendium) czy nie. Tak samo jak nie wybrałam anglistyki po to, żeby być tłumaczem i móc dorabiać na studiach *legalnie*, na umowę o dzieło, bez zakładania działalności gospodarczej. To wyszło w praniu. Przyznaję uczciwie że mam szczęście i jest mi stosunkowo łatwo (jak sobie porównam ze znajomą z podobnym porażeniem, z innym wykształceniem, z małej wioski). Ale jednocześnie stawiam złotówki przeciw orzechom, że osoby sprawne by się ze mną zamienić nie chciały.
Niezależnie od tego czy podatki płacę czy nie (można powiedzieć że tak, bo tak samo jak wszyscy płacę VAT, a od renty również potrąca się podatki; można powiedzieć że nie bo wszystkie te pieniądze są jakoś "państwowe"), oczywiście że mnie obchodzi co się z nimi dzieje.