> A poza tym ludzie z adhd, to potrafią dużo więcej niż zdobyć maturę.
Bo to na ogół zdolni ludzie.
To co dziś określa się mianem adhd było kiedyś nazywane tylko nadpobudliwością psychoruchową i upatrywało się jej przyczyn między innymi w trudnych porodach, gdzie mikrouszkodzeniom mógł podlegać tzw. twór siatkowy mózgu. Mniejsza o szczegóły, ale nie uznawało się tych objawów jako jednostkę chorobową. Pracowało (rodzice i pedagodzy szkolni) w kierunku koncentracji, wymyślania ciągłych ćwiczeń skupiających uwagę,nad unikaniem 'zwariowanych zabaw' biegów, skoków, szaleństw. Bo u tych dzieci proces pobudzania zawsze przeważa nad procesem hamowania. Inni się już uspokoją, a to dziecko nadal szaleje.
Z wiekiem i konsekwentnym wychowaniem objawy znikały, choć brak koncentracji na wykonywanych zadaniach dawał się zauważyć, np. tzw. słomianym ogniem.
I to wszystko, czyli niewiele..
Dziś adhd uznano za chorobę, mimo, że sam jej twórca przed śmiercią stwierdził, że to "sfabrykowana choroba"!
Oczywiście polscy lekarze się z tym nie zgadzają, bo uważają , że stracą autorytet, no bo przecież tyle leków przepisali i 'leczyli'
Zgadzam się z tymi, którzy mówią, że adhd jest "nadrozpoznawane" i z tymi, że kilkuletni, konsekwentny proces wychowawczy jest w stanie usunąć objawy, które stwarzają kłopot dziecku i otoczeniu.
Dzisiaj jest tak, że lekarze i rodzice mnożą dyslektyków i adhd-owców na potęgę, ładują leki tym ostatnim, bo nikomu się:
a. nie chce pracować, nie ma czasu,
b. jest nieporadny wychowawczo, z nauczycielami włącznie.Czyli krótko mówiąc często to prosty brak wychowania, a 'swawolnego Dyzia" leczy się na adhd farmakologią.
I o takich przypadkach i postawach nie choroby, a "dyzmózgowia" z pretensjami do wszystkich i wszystkiego w dalszym życiu, jak zrozumiałam mówił Rogal, w czym mu rację przyznaję.
Podobnie z innymi dys.... To zaniedbania na poziomie wczesnego dzieciństwa, nawarstwione później i nic innego.