Ponieważ jest Pani językoznawcą, to z czystej miłości do tej dziedziny wiedzy i chęci wspierania (poniekąd) koleżanki po fachu:
Zwykle ludzie mówią o mnie "(osoba) niepełnosprawna" lub po prostu zupełnie pomijają rzeczownik (co jest, przyznam, dość zabawne, zwłaszcza w wykonaniu rodziny). Raz w życiu pamiętam, że babcia (osoba, było nie było, wiekowa) użyła określenia "kaleka". Poza tym prawdopodobnie ktoś kiedyś mógł na mnie pod nosem powiedzieć "kaleka" (nie wykluczam), ale tego raczej się domyślam niż słyszałam, po prostu dlatego że pamiętam bliżej niesprecyzowane negatywne reakcje otoczenia, na które generalnie zwracam uwagę o pięć minut za późno. Ale w sumie to raczej w moich kręgach duża rzadkość.
"Inwalidy" nie słyszałam chyba nigdy.
Nie lubię form "sprawny inaczej" i "osoba z niepełnosprawnością. To pierwsze uważam za absurd (byłabym "sprawna inaczej" gdybym np. chodziła na rękach, tak skutecznie jak inni na nogach). Planowane to pewnie było jako uprzejmy eufemizm, ale eufemizmy mają to do siebie, że używa się ich na określenie rzeczy nieprzyjemnych i wstydliwych, a moja niepełnosprawność nie jest czymś dokoła czego trzeba tańczyć. To po prostu fakt, który najlepiej możliwie najprościej opisać, jeżeli jest istotny w danej sytuacji.
Zdarzyło mi się kilka razy w życiu powiedzieć o samej sobie "kaleka" ale to głownie wtedy, kiedy chcę kogoś sprowokować (w ramach konfrontacji, kłótni): wiem, że z niepełnosprawnością ma negatywne skojarzenia, a "ukrywa" je grzecznie o mnie mówiąc.
"Osoba z niepełnosprawnością" nie odpowiada mi jako kalka z angielskiego, która nie ma - moim zdaniem - składniowego uzasadnienia w polskim. W przeciwieństwie do anglojęzycznych my nie używamy form "osoba z X". Ale nawet w angielskim, gdzie jest to określenie mniej sztuczne, ma tę samą wadę co "sprawny inaczej" jest, dla mnie, eufemizmem, a tego mi nie potrzeba. Bo nawet po angielsku rzadko się spotka "a person with money". Prościej będzie "a rich perosn" - pozytywny przymiotnik znajdzie się przed rzeczownikiem. Cała za zabawa ze stawianiem rzeczownika przed przymiotnikiem (np. "(a) person with a disability, (a) person with cognitive impariment, (a) person with money problems") sama w sobie wynika w istotnej mierze (z tego co pamiętam z takich dyskusji) z założenia, że musimy wyginać język po to, żeby ustawić czyjąś "osobowość" przed cechą negatywną, żeby użytkownikowi języka przypomnieć, że ma do czynienia w pierwszej kolejności z człowiekiem. Nie jest to założenie zupełnie bez sensu, ale generalnie wolałabym żeby język odzwierciedlał świadomość a nie był wyginany, żeby tę świadomość zmieniać.
[Na marginesie: z tego też względu nie bardzo podoba mi się zastępowanie kwestii kultury, szacunku, uprzejmości, kwestią "poprawności politycznej" czy nawet językowej.]
Kiedy mówię sama o sobie i z jakiegoś powodu chcę zastąpić słowo "niepełnosprawność/niepełnosprawna" (np. dlatego, że opowiadam dowcip sytuacyjny, z moim udziałem, w towarzystwie gorzej mi znanych osób sprawnych, albo dlatego że mój rozmówca okazuje dyskomfort kiedy używam "niepełnosprawna"), mam zapas osobistych, prywatnych określeń, odnoszących się konkretnie do mojej choroby i stanu zdrowia. Ewentualnie mogę się podzielić.
Ogólnie wolę jednak, jak ludzie zwracają się do mnie zgodnie z kontekstem. Jeżeli ważne jest że jestem niepełnosprawna, to "(osoba) niepełnosprawna". Ale jeżeli nie, to oczywiście imię, nazwisko, pseudonim, sprawowana funkcja i tak dalej. Teoretycznie, w sytuacji w której ważne jest co innego, mówienie o mnie per "niepełnosprawna" mogłoby być wręcz zawoalowanym atakiem (teoretycznie, bo mi się to nie zdarzyło).
Więcej "grzechów" (językowych, cudzych i własnych) nie pamiętam.