> Patrząc w ten sposób...
Wydaje mi się, że się nie zrozumieliśmy. Spróbuję wyjaśnić: mnie nie chodzi o to, że samochody są jak terroryści, w sensie że są niemoralne. Mnie chodzi o to, że życie w kraju, w którym korzysta się z samochodów, niesie ze sobą pewne ryzyko (do którego się przyzwyczajamy). W tym miejscu dygresja: w wypadkach samochodowych uczestniczą również piesi, a w ogóle korzystanie z szybkich pojazdów jest w obecnych warunkach nie tylko przyjemnością, ale pewną koniecznością ekonomiczną - do sklepu, w którym kupuję sobie przyszły obiad, wszystko dojeżdża przecież samochodami (tyle, że dostawczymi). Które również miewają wypadki.
Tak samo życie we współczesnym państwie - z jego techniką, swobodą przemieszczania się, globalizacją polityki itd. niesie ryzyko zamachów na cywili w celach politycznych i ideologicznych. Które wyglądają bardzo dramatycznie, są tragiczne w skutkach dla rodzin poszkodowanych, ale są tylko kolejnym ryzykiem. Nie ma co go wyolbrzymiać. Zdecydowanie więcej ludzi umiera z zupełnie innych powodów (w tym chociażby na zawały), niż "na zamachy".
Jest oczywiście różnica w sprawstwie - zamachy są celowe, wypadki zwykle nie (chociaż jak ktoś np. wsiada za kierownicę po pijaku, to może nie chciał nikogo zabić, ale rozumu też nie miał i szaleńcem był). Ale dla tego, kto nie jest sprawcą, to może być śmierć i tamto może być śmierć. Jasne, można się bać, że pójdziesz na koncert i nie wrócisz, bo ktoś się na nim wysadzi. Ale tak samo możesz się bać, że pójdziesz na koncert i nie wrócisz, bo coś cię przejedzie, ino o tym w gazetach niekoniecznie napiszą. I guzik z pętelką Ci wtedy da (albo Twojej rodzinie), że w wypadku zginąłeś np. Ty jeden, a nie pięćdziesiąt innych osób.
> Po co starać się o dzieci - po co mają się rodzić, przecież i tak kiedyś umrą.
Ano dzieci też kiedyś umrą, jeśli ktoś dzieci ma.
Z mojego punktu widzenia to jest tylko powód, żeby się nie bać przesadnie niczego, co jest poza Twoją kontrolą. A zatem ani zamachów, ani możliwości bycia nagle przejechanym w drodze na koncert. W zamian za to warto zmniejszać ryzyko, na które masz w miarę przewidywalny wpływ (np. dotyczące zdrowia).
> Teraz wystarczy malutka filka, ewentualnie spotykają się dwie osoby z dwoma niewinnie wyglądającymi substancjami, które po zmieszaniu tworzą ładunek wybuchowy przekraczający "efektem" wóz z dynamitem.
Nie jestem chemikiem, ale wydaje mi się, że od całkiem dawna istnieją bardziej niebezpieczne rzeczy, niż wóz dynamitu. O ile dobrze pamiętam, np. broń chemiczna została po raz pierwszy użyta w I Wojnie Światowej, a np. sarin powstał gdzieś w latach 40-tych. Tylko znów, myśmy się tym wtedy nie nakręcali, że takie rzeczy istnieją (i zresztą dobrze, żeśmy się nie nakręcali). Że już o tzw. "atomowych walizkach" wspomnę tylko mimochodem.