Sugerowałabym umieszczenie tego pytania także na innym forum:
http://www.ipon.pl/forum/Pozwalam sobie umieścić dość długą opinię. Z góry przepraszam za całą ścianę tekstu - chodzi mi o precyzyjne wytłumaczenie sytuacji. Linki w tekście prowadzą do zdjęć ilustracyjnych.
Moja niepełnosprawność powoduje zmniejszenie równowagi (np. nie „ustoję” w tramwaju czy autobusie bez trzymania się nieruchomego elementu). Z tej perspektywy:
1) Paradoksalnie mam problem z niskopodłogowymi tramwajami, bo nie zawsze mam się czego przytrzymać przy wsiadaniu i wysiadaniu. Przytrzymanie się stabilizuje mnie przy wsiadaniu, żebym się nie przewróciła do przodu, a przy wysiadaniu „odpycham się” od wyjścia i tak nadaję sobie wstępny impet, żeby się nie przewrócić do tyłu. Dlatego w wysokopodłogowych tramwajach
korzystam ze środkowego wejścia z poręczami – mam się czego przytrzymać i od czego odepchnąć, poręcze są na dużej przestrzeni, co zapewnia mi stabilność.
To samo środkowe wejście w niskopodłogowcach ma bardzo dużo wolnej przestrzeni, w której zwykle pasażerowie po prostu stają, ewentualnie przepuszczając wózek. A jeśli nie mam się czego przytrzymać, nie mam jak bezpiecznie wsiąść i wysiąść (
np. takie wejście jest dla mnie do „pokonania” tylko, jeśli przy wsiadaniu mogę się natychmiast chwycić tych bocznych poręczy – jeśli ludzie przy nich stoją, a wolny jest środek wejścia, mam kłopot).
W autobusach rozwiązuję ten problem wsiadając zawsze przednim wejściem, ale w tramwajach niskopodłogowych to wejście nie zawsze jest komfortowe niektóre są np. ścięte pod skosem, wyższe lub od razu po wejściu mają schody bez poręczy
(przykład). To wszystko razem oznacza, że jeśli linię obsługuje niskopodłogowy autobus lub wysokopodłogowy tramwaj, zawsze wiem, że wsiądę i wysiądę, a jeśli tramwaj niskopodłogowy, to zależy od modelu (a tej informacji zwykle na rozkładach nie ma).
2) Prawie nigdy nie siadam
na miejscach ustawionych przodem jedne do drugich, bo nie miałabym jak się odpowiednio zaasekurować przy wstawaniu. Dotyczy to autobusów i tramwajów jednakowo. Od czasu do czasu prowadzi to do niezręcznych sytuacji, w których ktoś ustępuje mi akurat takie miejsce, a ja absolutnie nie chcę tam siadać. Raz w życiu chyba nawet z tego kłótnia wyszła.
3) Mniejszy, ale również odczuwalny problem napotkałam przy miejscach siedzących z przodu tramwajów niskopodłogowych. Przy przednich miejscach w autobusie zwykle są jakieś elementy, których mogę się bezpiecznie przytrzymać siadając i wstając, chyba, że ktoś akurat je urwał. W tramwajach wysokopodłogowych siadam po prostu na drugim miejscu w rzędzie – mogę się przytrzymać oparcia z przodu. Natomiast w niektórych tramwajach niskopodłogowych spotkałam się z tym, że jest jedno miejsce z przodu, w znacznej odległości od następnych, a jednocześnie nie ma żadnego elementu „uchwytnego” przed tym miejscem - wstając mogłam się oprzeć tylko o gładką ścianę.
Potrzeba, żeby w zasięgu ręki była jakaś poręcz, słupek lub inny nieruchomy „uchwyt” oczywiście bywa sprzeczna z potrzebami innych osób niepełnosprawnych (np. na wózku), więc jak najbardziej rozumiem, że są po prostu takiej miejsca, w których nie mogę wygodnie stać. Problem robi się poważniejszy, kiedy nie mogę stać ani usiąść nigdzie w takim zasięgu, jaki mogę przejść zanim tramwaj ruszy. Bo się po prostu przewrócę. Bardziej ustandaryzowany układ autobusów powoduje, że nie mam tego problemu – praktycznie zawsze wiem, czego się spodziewać, jeśli wsiądę z przodu i mam to wytrenowane.
4) Dwukrotnie zdarzyło mi się, że drzwi autobusu zaczęły się na mnie zamykać - w obu przypadkach mogło to wynikać z tego, że kierowca założył, że wszyscy powinni już zdążyć wysiąść. W jednym z tych przypadków sytuacja była nawet przez chwilę niebezpieczna, bo wewnątrz autobusu pozostało tylko moje prawe ramię - środkowe drzwi, którymi wyjątkowo wysiadałam, się na nim właściwie zamknęły i zastanawiałam się, co dalej (na szczęście kierowca otworzył je - skończyło się na adrenalinie i siniakach). Podobne sytuacje, w których kierowca zamyka drzwi albo zanim ktoś wysiądzie (bo "powinien" już zdążyć), albo zbyt szybko po wyjściu tej osoby, która jeszcze trzymała się drzwi, widziałam wielokrotnie. Głownie dotyczy to osób zdolnych do samodzielnego, ale powolnego chodzenia, w tym np. starszych, po wylewach, ale także z zaburzeniami podobnymi do mojego. W związku z tym zastanawia mnie, czy oprócz przycisku informującego kierowcę, że osoba na wózku w pojeździe chce wysiąść, nie warto by było mieć oddzielnego sposobu informowania kierowcy że na tym przystanku zamierza wysiąść ktoś, kto po prostu potrzebuje więcej czasu. Wzywanie kierowcy przyciskiem dla wózkowicza byłoby w tej sytuacji niezasadne (bo kierowca nie musi wysiadać z szoferki i pomagać pasażerowi), a jednocześnie rozumiem, że kierowcy mają skłonność do zachowań rutynowych i pewnych rzeczy mogą czasem nie zauważać nawet bez złej woli.