> jestem przeciw zmuszaniu do donoszenia niechcianych ciąż z przestępstw i w obliczu zagrożenia zdrowia dla matki
Co ma zerowy związek z bieżącym przypadkiem oraz bardzo, bardzo nikły z opieką nad dziećmi ON. To jest już fest inny temat. Chcesz go znów ze mną odgrzewać, to w innym wątku. Dlatego też nie odnoszę się tutaj do Broniszewic, biskupów itd.
> A tu antykoncepcja nie, decyzja z własnym sumieniem nie, badania prenatalne nie, tylko jedynie słuszna wiara egzekwowana prawem. Dlaczego?
Żadna z tych rzeczy nie miała związku ani z przypadkiem Wiktorii, ani moim – a szerzej z losem wielu dzieciaków z niepełnosprawnością nie-genetyczną, statystycznie mało prawdopodobną (a więc nie badaną rutynowo), itp. Możesz mieć najbardziej permisywną aborcyjnie partię polityczną i to zupełnie nie rozwiąże tego problemu.
Nawet jako agnostyczka mówiłabym że raczej przeciwnie – im silniejsza wizja tego, że niepełnosprawności zapewne dało się zapobiec, tym bardziej to osobista wina rodziców. Im bardziej życie z niepełnosprawnością zdaniem rozmówcy wymaga „bohaterstwa”, tym mniej można tego bohaterstwa wymagać – nie tylko od rodziców, ale i od podatników. Tym większa więc skłonność do zaakceptowania rozwiązań mniej kosztownych i organizacyjnie trudnych. A jedno takie zawsze było, od starożytności.
> W żadnym razie nie nazwałabym ich etykami!
A oni siebie tak, na dodatek artykuły naukowe publikują (więc ich zdanie ma większy wpływ na debatę publiczną niż Twoje). No i?
> Spotkałaś takie postawy?
Oczywiście że spotkałam. Wymieniam kilka przykładów:
1) W Holandii akceptowana już jest między innymi tzw. „niedobrowolna eutanazja” dzieciaków z rozszczepem kręgosłupa, jeśli się urodzą (wada przeważnie wykrywana w ciąży) –
link do artykułu naukowego. I argument, jak się tam pojawił w debacie publicznej przy kilku głośnych procesach o „niedobrowolną eutanazję” brzmi mniej więcej:
Aborcja embrionu z wykrytą niepełnosprawnością jest moralnie dopuszczalna, eutanazja niepełnosprawnego ze względu na przewidywane cierpienie jest moralnie dopuszczalna, czyli nie ma nic niewłaściwego w pozbawieniu życia człowieka przed jego urodzeniem, ani po jego urodzeniu – wymagamy tylko, aby osoba za niego odpowiedzialna się na to zgodziła. Co jednak, jeśli zdaniem lekarzy pacjent nie rokuje wyleczenia i będzie wymagał stałej, specjalistycznej opieki zdrowotnej, a takiej zgody nie ma? Czy rzeczywiście ktoś prawo domagać się od społeczeństwa kosztownej opieki tylko dlatego, że uważa życie za wartościowe? Oczywiście nie zostawilibyśmy go pod płotem, żeby zdechł, bo jesteśmy ludźmi cywilizowanymi i to by było nie na miejscu, ale należy po cichu skrócić to życie, żeby jednocześnie człowiek nie cierpiał i nie generował społecznych kosztów.
2) Między innymi w USA i Wielkiej Brytanii można się zrzec niektórych zabiegów medycznych ratujących życie – osoby wyraźnie niepełnosprawne spotykają się z presją, żeby się tych zabiegów zrzekać właśnie dlatego, że widzi się w tym wyłącznie wydatek na przedłużenie życia niewartego istnienia (ale bez ich zgody to by było zabójstwo).
Pisałam o tym kilka lat wcześniej (link).
3) O tym, że co jakiś czas rodzice niepełnosprawnego dziecka i w Polsce usłyszą, że „powinni sobie zdrowe dziecko zrobić, bo z tego już nie będzie” albo, że ktoś „nie chce oceniać sensu płodzenia takich dzieci” (i odczuwał potrzebę powiedzenia tego rozmawiającemu z nim rodzicowi), to byś sobie sama mogła zweryfikować. Nie mogę zalinkować do prywatnych rozmów które z ludźmi prowadziłam, więc zamiast tego przypadki publiczne:
raz i
dwa.
Potem się ludzie oburzają, że człowiek powiedział to, co przecież myślał. Gdzie jego maniery? Ale myślisz, że ten wyborca będzie radośnie oddawał podatki na opiekę socjalną, bo „miarą wartości społeczeństwa jest jego dbałość o najsłabszych” czy też raczej będzie coraz bardziej skłonny uważać, że jego podatki nie powinny iść na "takie dzieci" (a potem i "takich dorosłych")? Która z tych postaw jest bardziej spójna wewnętrzne?
4) Nawet ten wątek jest mini-dowodem. Nie ja zaczęłam temat „usuwania z urzędu”, i „bycia za życiem”, a jest. Robiłam co rozsądnie mogłam, żeby raczej iść w ton dotyczący tego co można robić, skoro Mała się urodziła, bo nawet nie miałam ochoty tłumaczyć, że jej przypadek nie kwalifikował się do aborcji, nawet jeśli rodzice byliby za (a tego nie wiem). Ale wszyscy podskórnie wiedzą, że teoretycznie może mogłaby się jednak nie urodzić - więc temat oczywiście wylazł, bośmy tacy miłosierni. Na szczęście akurat padło na rozmowę ze mną, a nie z rodzicami Małej, bo oni mogliby odebrać to bardziej osobiście. Nie będę im więc relacjonować:
„Niektórzy ludzie na forum niepełnosprawnych pytają, czy wy czasem nie jesteście przestępcami, że Wiktorię macie i że w sumie to szkoda, że jej wady nie wyłapano wcześniej, bo można by było usunąć z urzędu, a dzieciobójstwo już w grę nie wchodzi. W ogóle powinniście sobie zrobić badania genetyczne, chociaż nie mieliście żadnych szczególnych podstaw medycznych (bo wtedy prenatalne robi się z urzędu) i sytuacja zaskoczyła wszystkich. Robią tak pomiędzy dyskusjami o tym, jak im państwo powinno dać wyższe renty i więcej rehabilitacji...”