www.niepelnosprawni.plStrona główna forum
forum.niepelnosprawni.pl - Nie jesteś zalogowany
Strona główna forum Regulamin i pomoc Szukaj Rejestracja Logowanie
Poprzedni wątek Następny wątek Wyżej Wątek ogólne / BARIERY architektoniczne i nie tylko / WY też tak macie? (5821 - wyświetleń)
- Autor kaktus12 Dodany 2019-12-31 14:30
Witam. Jestem tu pierwszy raz w końcu zebrałem się żeby tu napisać coś o sobie komuś obcemu, może bardziej doświadczonemu. Otóż jestem upośledzony fizycznie od urodzenia. Moje życie to jedna wielka porażka, na studia nie poszedłem bo rodzicom się nie przelewało, a za 400 zł renty socjalnej (tyle wtedy ona wynosiła) to o studiach nie było co marzyć. Co prawda znalazłem sobie pracę na umowę o dzieło przez internet, ale po pierwsze szczyt marzeń to to nie jest, a po drugie ciężko znaleźć dobrze płatną i normalną pracę z ludźmi człowiekowi "gorszego sortu" z wykształceniem średnim. Cały czas mi się marzy żeby się usamodzielnić, mieć własny kąt, ale aktualnie jest to nie do zrealizowania bo na kupno mieszkania mnie nie stać, a lokale socjalne - no cóż, ktoś tu niedawno pisał, w jednym z postów, że zgodnie z polskimi normami dwupokojowe mieszkanie dla 3 osób to luksus i na "socjalke" szans nie ma. Nie wspominając już o tym, że to tylko marzenia, a ja już mam wyrzuty sumienia, że rodziców zostawiam samych, i że jak mnie nie będzie to coś im się stanie

Kolejna sprawa to rodzice. Wiem, że się starzeją, widzę to i strasznie się o nich boję, bo coraz częściej na zdrowie narzekają, a do lekarza nie chcą iść, twierdzą jak to zwykle bywa, że nic im nie jest i, że samo przejdzie, a ja widzę, że coś jest nie tak i nie mogę nic zrobić. Ostatnio nawet jak któreś z nich zaczyna kichać to ja już się boję, że coś się niedobrego dzieje.

Ostatnio przez to wszystko zauważyłem, że ze mną też dzieje się coś niedobrego. Napady lęku, agresji, płaczu, itd. Podejrzewam, że to początki depresji, poszedłem do psychologa, ale stwierdził, że nic nie widzi, a jakby się coś działo to zapisał leki na uspokojenie. Nawet z domu powoli przestaje mi się chcieć wychodzić, najchętniej poszedłbym spać i nie obudził się już nigdy, ale wtedy znów pojawiają się wyrzuty jak przy własnym "M".

Może ktoś z forumowiczów był w podobnej sytuacji i ma jakieś rady? Dziękuję i pozdrawiam.
Nadrzędny - Autor Iota Dodany 2020-01-01 15:33 Zmieniony 2020-01-01 16:02
Nie mam tak, jak Ty – moja sytuacja jest znacząco inna. Nie mogę więc radzić Ci z doświadczenia. Natomiast gdybym miała jednak coś powiedzieć:

1) To forum nie jest popularne, a wielu użytkowników którzy tu bywają jest w wieku około-emerytalnym. Nie wiem, ile otrzymasz odpowiedzi. Gdyby okazało się, że niewiele, to nie kwestia osobista, a stanu forum. Możesz też szukać ich gdzie indziej, np. https://www.ipon.pl/forum/ (trochę wyższa szansa na odpowiedzi ON w młodszym wieku).

2) Niestety nie masz wpływu na zdrowie rodziców. Po śmierci któregoś z nich będziesz wprawdzie uprawniony do dodatkowej wyższej renty, co finansowo może ułatwić usamodzielnienie, ale śmierć dobrego rodzica niekoniecznie jest równoważona przez te pieniądze (to akurat wiem z doświadczenia).

Wydaje mi się, że w takiej sytuacji ważne jest znalezienie miejsca lub grupy ludzi, którzy pomogliby Ci wykonać jakieś kroki ku poprawie sytuacji: ku samodzielności, kroki ku dokształceniu, ku posiadaniu życia poza domem. Bo nie ma nic, co poprawiłoby Twoją sytuację radykalnie, ale może dałoby się ją poprawiać stopniowo.

3) Z usamodzielnieniem się wiąże się problem, który ujawnia się, jak człowiek jest już samodzielny. Kilka razy na tym forum pojawiały się posty od młodych mężczyzn, którzy rozwiązania swoich problemów z niepełnosprawnością poszukiwali w tym, że znajdą sobie dziewczynę / żonę (i ona im poukłada życie). Jako osoba mieszkająca na swoim wiem, że usamodzielnienie przynosi odpowiedzialność (bo nikt nie ogarnie mojego życia za mnie), natomiast nie przynosi w pakiecie np. rodziny ani przyjaciół. Albo się ich ma już wcześniej, albo nie. I wtedy jeden problem („nie mam własnego M”) może zamienić się w inny („mam mieszkanie... i co z tego?”).

W tym zakresie los młodych osób niepełnosprawnych jest inny niż sprawnych: sprawni mogą co do zasady zakładać, że prędzej czy później powchodzą w związki, pozakładają rodziny – i czasem to nieprawda, ale statystycznie tak to działa, że życie pcha ich do przodu po pewnych wyżłobionych torach. Z niepełnosprawnymi bywa w tym zakresie inaczej: nie można zakładać, że będzie „normalnie”. Czasem trzeba więc znaleźć "nienormalną" drogę przez życie.

Ja mam to szczęście, że mam dla kogo wychodzić z domu, choć nie założyłam własnej rodziny, ale wiem że o to trzeba zadbać: żeby nie było tak, że po usamodzielnieniu kiśnie się we własnym sosie. Wspominam o tym, bo to jest akurat rzecz o którą można się starać nawet nie wyprowadziwszy się z domu.

Gdybym miała Ci radzić: warto się zorientować czy gdziekolwiek w okolicy (np. w najbliższym dużym mieście) działa jakakolwiek organizacja dla niepełnosprawnych fizycznie dorosłych, która organizuje coś innego niż zbieranie pieniędzy na rehabilitację. Pretekst do spotkań towarzyskich, wspólnego spędzanie czasu, itp. może się przydać do budowania życia dla którego warto wstawać z łóżka. Jeśli natomiast taka organizacja wspierałaby dokształcanie albo np. organizowała turnusy samodzielnego życia, to może byłby to krok ku temu, żebyś poczuł się bardziej sprawczo w swoim życiu (co naturalnie obniża stres – nadal przykro ale łatwiej jest patrzeć na starzejącego się rodzica, jeśli wiem, że sobie bez niego poradzę).

Możesz także oczywiście zaangażować się w działania nieprzeznaczone dla osób niepełnosprawnych, na tyle, na ile pozwala Ci niepełnosprawność. Z mojego doświadczenia wynika, że robienie dobrych, społecznie użytecznych rzeczy dla innych ludzi (poza pracą) może dać kopa do życia (bo wstaje się nie tylko dla siebie ale też dla kogoś i po coś). Tyle, że np. nie rozwiązuje to problemów ściśle związanych z niepełnosprawnością.

Tu znajdziesz Ogólnopolski Spis Organizacji Pozarządowych - w kolumnie po lewej stronie możesz filtrować organizacje wg. obszaru działań lub typu odbiorców: https://spis.ngo.pl/

EDIT: i jeszcze co do śmierci rodziców... rodzice niestety się starzeją i kiedyś umierają. Jest to proces naturalny i nieunikniony. Może najwyżej być gorzej – że to rodzic jest świadkiem przedwczesnej śmierci swojego dziecka.

Dzieci „wyprowadzają się” z życia rodziców od samego początku, czyli od porodu. To naturalne i tak powinno być (stopniowo, zgodnie z wiekiem i warunkami zewnętrznymi). Bo byłoby absurdalnym układanie sobie życia z założeniem, że rodzice przeżyją mnie (w dobrym zdrowiu) do mojej starości. Więc skoro raczej ja przeżyję ich, moim zdaniem jest się na to powoli przygotowywać, żebym ich kiedyś mogła „zwolnić” z pełnienia życiowej warty.

Już raz tak było: umierającemu rodzicowi musiałam powiedzieć, że ma się martwić o siebie – nie o mnie – i że ja sobie ze swoim dorosłym życiem poradzę. Teraz patrzę na powolne starzenie się drugiego i też wiem, że kiedyś będę odprowadzać jego ciało na cmentarz. Moim zadaniem nie jest w tej sytuacji „być z nim” tak bardzo, że sobie bez niego nie poradzę, a przygotować na to, że go nie będzie: żeby nie musiał się o mnie martwić nad własnym grobem.
Nadrzędny - Autor kaktus12 Dodany 2020-01-01 22:16
Dziękuję za te słowa. W sumie to czytałem Twoje (jeśli mogę na "Ty") przemyślenia kilka razy i za każdym razem zastanawiałem się co napisać i tak prawdę mówiąc to nie wiem. Za każdym razem pojawiały się nowe myśli, ale spróbuję w kilku zdaniach opowiedzieć co myślę.

Po pierwsze dziękuję za adres strony nowego forum, może zdobędę się na odwagę żeby też tam zasięgnąć porady

Po drugie - wiem, że nie mam wpływu na zdrowie rodziców, natomiast paraliżuje mnie nie to, że kiedyś zostanę sam, tylko to jak przeżyję ich śmierć. Nie wiem jak było w Twoim przypadku, gdy pochowałaś jednego z rodziców, natomiast szybciej się można pogodzić ze śmiercią jak umierający jest już naprawdę zaawansowany wiekowo, moi rodzice może nie są już najmłodsi, ale po 60-tce też można normalnie żyć nawet z jakąś chorobą tylko trzeba wiedzieć na co się choruje i się leczyć, a oni tak jak wspominałem nie chcą słyszeć o lekarzach. Może, a nawet na pewno to zabrzmi bardzo egoistycznie, ale chyba wolałbym żeby to jednak oni mnie odprowadzili na cmentarz.

Ostatnia rzecz to kwestia usamodzielnienia się. Dziękuję za pomysł z tą organizacją dla niepełnosprawnych. Problem jednak w tym, że gdy gdzieś wychodzę i nie ma mnie zbyt długo to rodzice zaraz dzwonią z myślą, że mi się coś stało, a ja gdy widzę, że któreś z nich dzwoni do mnie to boję się, że stało się coś w domu - taka transakcja wiązana.

Jeśli chodzi o związek czy założenie rodziny, to moim zdaniem to nie jest dobry pomysł na usamodzielnienie się, bo przecież ja jako facet powinienem utrzymać rodzinę, a nie mając stabilnej pracy nie mam takiej możliwości, nie wspominając już o wspomnianym M, a czy utrzymywanie przez drugą połówkę można nazwać usamodzielnieniem osoby niepełnosprawnej? Raczej nie.

Wydaje też mi się, że Ty masz o tyle łatwiej bo jak piszesz mieszkasz już dłuższy czas sama i sobie nieźle radzisz.

Pozdrawiam.
Nadrzędny - Autor Iota Dodany 2020-01-01 22:48 Zmieniony 2020-01-01 22:52

> (jeśli mogę na "Ty")


W Internecie zawsze można. :-)

> szybciej się można pogodzić ze śmiercią...


Osoba, którą pochowałam nie była "zaawansowana wiekowo" - miesiąc przed pogrzebem dostała wyliczenie z ZUS, że statystycznie powinna żyć jeszcze 22 lata. Ale też ja - jako późne dziecko moich rodziców - jakieś myśli o tym, że któreś mi kiedyś umrze (bo nienaturalnie byłoby odwrotnie) miałam od lat. Tyle, że planowałam najpierw się wyprowadzić, ustawić sobie dorosłe życie, a potem dopiero stawać nad trumną. Wyszło odwrotnie, bo tak też w życiu bywa. I z tym również należało sobie poradzić - bo tak obiecałam, a rodzice też wiedzieli, że wychowują mnie po to, żebym kiedyś radziła sobie sama (jakkolwiek też się o mnie bali).

Wydaje mi się, że ta kwestia nastawienia (Twojego i rodziców) do ewentualnej samodzielności jest dosyć ważna. Bo życie nie przyjdzie według planu, a jeśli przyjdzie tak, jak sobie planujemy to się może okazać, że i tak wyszło średnio. Załóżmy, że Twoim rodzice przeżyją następne dwadzieścia lat: jak sobie będziesz radził z tym, że nawet z domu nie wychodzisz, bo przez dwadzieścia lat czekasz, czy już umierają? Piszesz:

> Problem jednak w tym, że gdy gdzieś wychodzę i nie ma mnie zbyt długo to rodzice zaraz dzwonią z myślą, że mi się coś stało, a ja gdy widzę, że któreś z nich dzwoni do mnie to boję się, że stało się coś w domu - taka transakcja wiązana.


I to jest, tak konkretnie, coś nad czym trzeba pracować. Bo w obecnej sytuacji to - tak zgaduję - nie tylko transakcja wiązana, ale zaklęte koło: rodzice się boją, więc Ty się wycofujesz.. więc oni będą mieli jeszcze większy powód, żeby się bać (bo sobie przecież nie radzisz...). I tak w kółko. Niestety tego typu lęk trzeba (choćby powoli) brać za rogi. Jak się go "obchodzi", to on nie zanika, tylko przesuwa się na później. I potem człowiek staje się jego zakładnikiem.
Nadrzędny - Autor kaktus12 Dodany 2020-01-02 21:20

> Osoba, którą pochowałam nie była "zaawansowana wiekowo" - miesiąc przed pogrzebem dostała wyliczenie z ZUS, że statystycznie powinna żyć jeszcze 22 lata. Ale


Wyrazy współczucia

Zgadzam się z Tobą w każdym aspekcie. Wiem, że muszę "wziąć byka za rogi" i zacząć walczyć ze swoimi słabościami i lękami tylko jeszcze nie wiem z której strony zacząć.
Nadrzędny Autor Iota Dodany 2020-01-02 22:35 Zmieniony 2020-01-02 22:56

> Wyrazy współczucia


Dziękuję. Choć tak po prawdzie to najbardziej wyrazy współczucia należały się osobie, do której był ten list ZUS – nie mnie. Nie wyobrażam sobie, co się czuje ze świadomością, że zupełnie nie doczeka się swojego „statystycznego zgonu”. Z nas dwojga ja wtedy miałam prostszy problem do uniesienia.

Życzę odwagi do dobrych zmian w 2020 roku. :-)

PS. Problem oswajania lęku można - o ile mi wiadomo - próbować poruszyć też w psychoterapii (gdybyś uznał, że taka droga Ci pasuje). Dobrze by chyba było, żeby ewentualny terapeuta miał w takiej sytuacji doświadczenie w pracy konkretnie z osobami niepełnosprawnymi (bo są pewne aspekty, które różnią nas od ogółu populacji). To jest coś oddzielnego od diagnozowalnej dysfunkcji psychicznej (nie trzeba mieć np. depresji czy czegoś w ten deseń, żeby skorzystać z treningu w radzeniu sobie z emocjami).
Nadrzędny - Autor rysiek kawecki Dodany 2020-01-02 13:00
samo słowo "upośledzony" nie napawa optymizmem
Nadrzędny - Autor kaktus12 Dodany 2020-01-02 21:23

> samo słowo "upośledzony" nie napawa optymizmem


Dla mnie to ono nie ma żadnego znaczenia, bo nie o to tu chodzi. Widziałem osoby z dużo gorszymi schorzeniami niż ja, którzy radzą sobie kilka razy lepiej ode mnie w życiu. To nie kwestia upośledzenia fizycznego tylko psychiki i lęków, z którymi nie potrafię sobie (jeszcze) poradzić.
Nadrzędny - Autor rysiek kawecki Dodany 2020-01-03 08:23
witaj kaktus12 ale wiesz jeszcze sie zdarzaja u nas w kraju ze np jestes na wozku to co nie ktorzy np mowie kaleka ma ktos inne schorzenie to mowia uposledzony lub tez ulomny
Nadrzędny - Autor kaktus12 Dodany 2020-01-03 14:20
Nie rozumiem o co Ci chodzi. Napisz jaśniej. Mogę tylko powiedzieć, że znam człowieka jeżdżącego na wózku inwalidzkim, który skończył studia i ożenił się, dlatego tak napisałem. Jest po prostu w lepszej kondycji psychicznej ode mnie.
Nadrzędny Autor rysiek kawecki Dodany 2020-01-07 08:35
kaktus12 ty tez kogos znajdziesz
Nadrzędny - Autor rysiek kawecki Dodany 2020-01-07 08:36
ty tewz znajdziesz kogos
Nadrzędny Autor rysiek kawecki Dodany 2020-01-10 08:47
kolejny raz czytam to forum i mam wrażenie, że bohater postu najlepiej jakby się położył i czekał aż ktoś za niego rozwiąże problemy. Ludzie są w gorszych sytuacjach i radzą sobie, a nie narzekają na coś na co i tak nie ma wpływu.
Poprzedni wątek Następny wątek Wyżej Wątek ogólne / BARIERY architektoniczne i nie tylko / WY też tak macie? (5821 - wyświetleń)

Powered by mwForum 2.16.0 © 1999--2008 Markus Wichitill