>fachowcy od nicnierobienia<
>fachowcy od nicnierobienia>
>taaak, wysokiej klasy specjaliści>
>Najpierw pracowałem w dobrze usytuowanej jak na tamte czasy Spółdzielni Inwalidzkiej "Współpraca" w Tarnowskich Górach. Dojeżdżając dziennie 45 km w jedną stronę pociągiem. Od stacji PKP nie miałem zbyt daleko tj nie całe 50 m. Zaczynając na początku od najprostszych czynności pomimo posiadanego wyuczonego zawodu. tzn. od chłopca na posyłki i zamiatania hali, a w późniejszym czasie zostałem zwerbowany przez magazyniera do pomocy w szeregowaniu nakrętek o podobnych wymiarach lecz innych gwintach, chodziło o gwinty metryczne i calowe. Przy tej pracy zauważono że moja nauka w szkole zawodowej nie poszła w las. Potem dziennie przechodziłem różne próby, np. wysyłano mnie z paczkami do chałupników mieszkających na terenie Tarn. Gór i okolić, niby samego, ponieważ wiem że byłem śledziony przez obserwatora. Moje zadanie polegało na dostarczeniu przesyłki na dany adres bez wytłumaczenia w jakim kierunku i jak daleko trzeba iść, lub użyć środków komunikacji miejskiej. Po paru takich próbach zostałem dostawcą obsługującym pracowników pracujących jako chałupnicy na ternie Tarn. Gór i okolić. Na tym stanowisku pracowałem przez osiem lat przy względnych jak tamte czasy zarobkach. Do czasu gdy otwarto nową spółdzielnie inwalidzką w moim rodzinnym mieście... Przeniosłem się do tamtej nowej spółdzielni na tych samych warunkach i z opinią nienagannego pracownika mogącego pracować na różnych odpowiedzialnych stanowiskach np. magazynier, obsługa pracowników chałupników i innych... Wszystko byłoby ok do czasu gdy zarząd tej nowej spółdzielni zaczął się kłócić o stanowiska... W efekcie tej kłótni spółdzielnia coraz bardziej popadała w kryzys finansowy a do tego potęgowała ten kryzys galopująca inflacja. Prezes z zarządem wystosowali do ówczesnego ministra pracy i polityki socjalnej Jacka Kuronia zapomogi na rzecz pracowników umysłowo upośledzonych. A jak mi było wiadomo, nikt taki o takim schorzeniu nie pracował, ponieważ znałem wszystkich pracowników tej spółdzielni. O zamiarach prezesa i zarządu dowiedziałem się od sekretarki prezesa z którą mam do dziś przyjazne stosunki... Dostałem od tej sekretarki nawet kopie listy z pracownikami z "NIBY" zaburzeniami psychicznymi wytypowanymi przez zarząd bez żadnej wiedzy osób wyszczególnionych na tej liście a dodatkowo bez żadnych uzasadnień badaniami przez lekarza psychiatry i na której były osoby o widocznym stopniu inwalidztwa tj. narządu ruchu, w tym i ja. Zacząłem od złożenia wizyty w tej sprawie u samego prezesa tej spółdzielni, którego równie dobrze znałem jak każdego pracownika tej spółdzielni, od zapytania: Panie prezesie, dowiedziałem się że pan i członkowie zarządu popełniliście przestępstwo wyłudzenia pieniędzy od ministerstwa pracy i polityki socjalnej a przy okazji obraził i naruszył pan godność moralną pracowników... Reakcja prezesa na te moje słowa była taka ze starał się mi wmówić że skoro mam uszkodzony układ nerwowy, to tez w nie znacznym stopniu to polega na chorobie mózgu i umysłu... A przy okazji starał się dowiedzieć przy używaniu szantażujących pytań skąd ja to wiem. Na szczęście bez powodzeń... Posuwając się do gróźb o zwolnienie mnie z pracy (używając wulgaryzmów).... W tym kontekście sprawy złożyłem wizytę burmistrzowi, wyjaśniając całą sprawę... Burmistrz pokierował sprawę do prokuratora i to był koniec tej spółdzielni, która także była przyczyną mojej tak niskiej renty inwalidzkiej, ponieważ jeszcze przed powyżej opisaną aferą nie płacono nam wypłat za pracę lub kazano nam na targowiskach sprzedawać wyprodukowane przez nas towary. A ZUS policzył nam zarobki z tych ostatnich trzech miesięcy przed upadkiem tej spółdzielni... Najgorsze jest jednak to że cała ta sprawa skończyła się na zamknięciu tej spółdzielni, pozbawiając nas pracy... Prezes był na wolności i za nić nie pociągnięto nikogo z zarządu wraz z prezesem na cele do odpowiedzialności karnej... Jedynie my wszyscy szarzy niepełnosprawni pracownicy zostali poniżeni moralnie i pozbawieni pracy... >
Powered by mwForum 2.16.0 © 1999--2008 Markus Wichitill