Witam
>Pani Marta napisała:
>problem o którym Pani pisze jest bardzo złożony, ale...
>wg mnie Pani sytuacja domowa nie jest do końca wytłumaczeniem przy >problemie Pani Mamy.
Myślę że w części tak, lecz nie do końca ma Szanowna Pani rację Pani Marto. Bardzo proszę o dokładne zapoznanie się z postem Pani Malwy. Prawda że jest Córką, lecz jest bardzo schorowana, poważnie. Ona sama potrzebuje pomocy, a zważywszy na Jej warunki w domu, można jej tylko współczuć.
>Pani Marta napisała:
>To, że pani Mama mieszka z siostra nie powinno w 100% przenosić na siostrę obowiązku >opieki nad matką.
Pewnie tak i by było, gdyby nie fakt, który Szanowna Pani Marto, umknął Pani z uwagi to informacja, że Mama Córki u której mieszka, znacząco uczestniczyła finansowo w stworzeniu warunków bytowych Córki u której mieszka. I to już jest wystarczający powód, aby Córka ta była zobowiązana opiekować się Mamą. Po wtóre doskonale wiem jakie nieporozumienia i zawirowania w stosunkach miedzy rodzeństwem, wywołuje fakt że jedno dziecko jest inaczej traktowane od drugiego. W pełni rozumiem stanowisko Szanownej Pani Malwy.
>Pani Marta napisała:
>Pobyt osoby starszej, niepełnosprawnej w domu rodzi wiele obowiązków i ograniczeń o >których nie można dowiedzieć się przy wizytach towarzyskich.
Sądzę że Pani Malwa doskonale o tym wie. Lecz Szanowna Pani Marto, proszę zwarzyć, iż kij ma dwa końce. Pani Malwa jest bardzo schorowaną osobą, sądząc po fakcie że Mama Pani Malwy znacząco pomogła w budowie domu dla Jej siostry, to czy nie zasadnym było by stwierdzenie, dla czego nie starała się pomóc jednakowo każdemu dziecku, a córce poważnie schorowanej w szczególności? To bardzo przykre. Może tu jest odpowiedź właśnie na Pani pytanie.
>Pani Marta napisała:
>Czy zaproponowała Pani kiedyś siostrze pomoc w opiece nad matką, nawet u niej w domu? Czy kiedykolwiek spędziła Pani z mamą ostatnio więcej czasu (dzień, dwa) - dając siostrze możliwość oderwania się od tego obowiązku?
Jeśli się jest poważnie chorym, ciężko jest zaplanować takie rzeczy o których Szanowna Pani mówi, Pani Marto. Wiem coś o tym, gdyż sam mam Mamę w wieku ponad 70 lat i wiem co mnie kosztuje zaplanować odwiedziny. Nigdy nie można przewidzieć jak się będziemu czuli w danym czasie. Lecz uważam że jeśli brak odwiedzin częstych lub długotrwałych, spowodowany jest chorobą - nie świadczy o tym że nie kocham własnej Mamy, czyż nie?
>Pani Marta napisała:
>Pani siostra pewnie też ma własne życie, obowiązki, problemy i troski. Niekiedy, nawet gdy kogoś bardzo kochamy i szanujemy ciężar codziennego życia nas przerasta.
Lecz działa to w dwie strony. Pani Malwie również nie jest lekko, zwarzywszy na jej warunki materialne i zdrowotne. A jednak Mama nie postawiła Jej domu? To zastanawiające.
>Pani Marta napisała:
>Piszę te słowa nie po to żeby Panią oceniać, ale pisze je z własnego >doświadczenia. Mam bardzo ciężko chore dziecko, pracuję aby zapewnić >mu możliwość rehabilitacji, kilka lat temu ciężko zachorował ojciec >mojego męża, pomagamy teściom jak możemy, ale to, że my jesteśmy >(musimy być) na każde zawołanie rodzi niekiedy nasz bunt i pytanie Gdzie >są ich pozostałe dzieci, dlaczego tylko my??
Szanowna Pani Marto. A może by tak spytac się reszty dzieci tesciów, jak one to widzą? Bardzo współczuję Pani z uwagi na dziecko. Pomoc Teściom jest nader właściwym podejściem do tematu. Lecz proszę się zastanowić. Teściowie mieli dzieci. Pytanie brzmi: Dla czego inne w mniejszym względzie garną się do pomocy Rodzicom w starszym wieku? Stare powiedzenie mówi, cytuję: "CO DO WORA WŁOŻYSZ TO, TO WYCIĄGNIESZ". Właśnie o takich zawirowaniach mówię. Rodzice często faworyzują własne dzieci, różnicując ich stosunek do każdego z dzieci. To trwa lata całe, aż później gdy sami potrzebują pomocy, zbierają żniwo tego co sami czynili.
>Pani Marta napisała:
>Może Pani siostra zmieni swoje zdanie gdy ofiaruje jej Pani swoją pomoc, >a to, że spędzi Pani więcej czasu ze swoją mamą może też pomoże w Pani >kontaktach z dziećmi. Dzieci szacunku i miłości dla swoich rodziców uczą >się także obserwując ich podejście i miłość jaką obdarzają starsze >pokolenia.
Tak jest jeśli chodzi o dzieci, lecz nie do końca. Moim zdaniem, to jak dzieci odnoszą się do Rodziców owszem jest wykładnią ich obserwacji zachowań własnych Rodziców, ale i zależy ich zachowanie od tego, jakie wartości miały wpajane. Zależy od zgodności i konsekwencji ich Rodziców w sposobie wychowania. A to już odrębny temat i ściśle prywatny.
Reasumując. Zagadnienie pomocy rodzicom nie jest takie oczywiste, jak by się tego można spodziewać. Wpływ na odczuwanie moralnego obowiązku pomocy Rodzicom ma wiele czynników i nie są one do końca winą dzieci. Teoretycznie każde dziecko zobowiązane jest pomóc Rodzicom w latach podeszłych, tylko gdzieś głęboko zakorzeniony ból, żal i poczucie niesprawiedliwości, a może poczucia odsunięcia od innych w Rodzinie, sprawia że dorosłe dziecko nie czuje się na siłach przełamać, aby pomóc Matce ( mówię tu o sytuacji między siostrami ). To nie takie proste. Trzeba wybaczać lecz nie zawsze da się zapomnieć.
pozdrawiam serdecznie
Zygmunt