
Lidian,twe zycie to także moja historia.W moich rozmyslaniach o przeszłości pojawiają się dziadkowie.Rodzice za wszelką cenę chcieli mnie chronić przed całym światem.W kazdym widzieli osobę,która chce mi zrobic krzywde lub jeszcze bardziej utrudnic życie.Ich obawa o mnie stała się niemal obsesją.Wspominam dziadków (kresowiaków),którzy gdy miałam 11 lat wykorzystali fakt zapracowania rodziców oraz pozostałe rodzeństwo i zabrali mnie do siebie.Nauczyli mnie uporu,samodzielności,wysłali do szkoły sredniej z internatem o 100km od rodzinnego miasta.Byłam jedyną niepełnosprawną w szkole i internacie.Dziadkowie,którzy przeżyli gehennę kresowian rozumieli,iż muszę nauczyc się sama mierzyc z życiem.Nikt za mnie tego nie uczyni.Widzac nadopiekunczość rodziców postanowili działać.Zamieszkując u nich nagle musiałam odkryć,ze sama mogę się ubierać,ugotowac,posprzatac,uprać.Sama mogę podejmowac decyzję,a przede wszystkim nie pozwolili mi na przebywanie w tym jednym zakletym kręgu niepełnosprawnych.Wychowalam sie wsród pelnosprawnych,którzy nauczyli mnie iz nie ma rzeczy niemozliwych do zrobienia.Wspinalam się po gorach,jezdziłam na nartach,konno,plywałam.Nadszedł czas,gdy sama zaczełam podróżować po świecie.Byłam w wielu miejscach,nigdy nie przepuściłam żadnej wycieczki.Jak wspomnialam juz na forum mam samych przyjaciól wsród pełnosprawnych.Jezdziłam na turnusy rechabilitacyjne,bo tego wymagało moje zdrowie,ale nigdy nie zdołalam się porozumiec z On.Dla mnie byli nie z tej planety.Wiecznie cierpiący,niezadowleni i zhierarizowani.Powiesz,ze takie postrzeganie On było wynikiem przebywania tylko wsród osob zdrowych... byc moze.Jednak z drugiej strony pełnosprawni nauczyli mnie wiecej niż mogliby On.To w czym ja się nie widziałam,co traktowałam jako zbyt dużą przeszkodę,szkolni koledzy i koleżanki skutecznie wybijali mi z głowy.Trafiłam tez na wspaniałych nauczycieli,profesorów ktorzy podobnie jak moi dziadkowie rozumowali.Często wydawało mi sie,ze ich wymagania w stosunku do mnie są wieksze.Czesto mialam żal za to ,ale dziś z perspektywy czasu mogę im tylko podziekować.Na jednym z rocznicowych spotkań powiedziałam o tych podejrzeniach prof.Sawickiemu.
Odrzekł mi cyt:masz rację,wymagalismy więcej od ciebie,ale tylko z troski.Nie byłas zdrowa,nie jesteś i nie będziesz! Musielismy cię nauczyć byś po szybkich upadkach potrafiła jeszcze szybciej wstać.
Nawet teraz gdy to piszę płyną mi łzy.Bo jak podziekowac tym wszystkim,którzy zrobili wszystko bym nie czuła się inna,mniej wartościowa czy zgorzkniała,narzekajaca na niesprawidliwy los.Dzieki nim nie ma u mnie tych cech.Dzieki nim poznalam i zakochałam się w moim mężu.Pokonałam przeciwności i dopiełam swego.Mam dobre zycie...a choroby? No cóż...pewnie w niebie stanełam nie w tej kolejce