www.niepelnosprawni.plStrona główna forum
forum.niepelnosprawni.pl - Nie jesteś zalogowany
Strona główna forum Regulamin i pomoc Szukaj Rejestracja Logowanie
Poprzedni wątek Następny wątek Wyżej Wątek ogólne / BARIERY architektoniczne i nie tylko / NIECIERPLIWOŚĆ (2836 - wyświetleń)
- Autor OWSIAN Dodany 2008-07-08 17:43
Myślimy stereotypowo; poglądy nasze oparte są przecież na własnych doświadczeniach. Zdrowy nie był niepełnosprawnym, więc i o ludziach „zmniejszonych szans” pojęcie ma nikłe. I odwrotnie, chory od urodzenia nie był nigdy człowiekiem zdrowym i nie ma żadnych odniesień do sytuacji człowieka zdrowego.

Egoistyczny brak wyobraźni, przewidywania i zastanowienia, pomaga ludziom zdrowym w chodzeniu po ziemi. Nie widzą przez to czyhających na nich barier. Mogą się od nich oderwać, wejść na chodnik i być tam, gdzie chcą. A o chorych można powiedzieć, że zwyczajny chodnik i brak wszelkich barier, istnieją tylko w ich marzeniach.

b

Doszedłem do wniosku, że z chorobą żyć się da, lecz jak, sprawa to indywidualna. Można się turlać po zawiściach, pieniactwach  i  wymaganiach ale to nie mój styl. Mój polega na rozumnym przyzwyczajeniu i pogodzeniu się z postępującymi nieuchronnościami. Z biologią narastających ograniczeń. Z tym, czego nie potrafię zmienić.

Jestem przecież dłużej chory, niż byłem zdrowy, a więc w pewnym sensie znajduję się w stanie naturalnym. Kto wie, czy umiałbym być zdrowym po tylu latach? Od nowa przystosowywać się do życia bez przeszkód? Do świadomości, że mogę wykonać to, czego nie potrafiłem przez lata? Iść ulicą nie bojąc się upadku? Stanąć w szczerym polu nie szukając oparcia?  Powtórnie wykształcić w sobie zapomniane zachowania i prawidłowe nawyki? Przewalczyć rutynę, obawy i przyzwyczajenia?

c

Przez okres nieprzerwanej choroby oduczyłem się życia pośród szarej codzienności. Teraz każda czynność wymaga ode mnie precyzji, koncentracji, zharmonizowania faktycznego ruchu ciała z ruchem opartym na jego wyobrażeniu. Przedtem byłem zadbanym pedantem. Rzeczy, których używałem, miały swoje miejsce. Teraz nie mam siły na to, by je  tam odłożyć.

Dano mi rentę, nie chodziłem więc do pracy, nie stykałem się z ludźmi zajętymi użeraniem się ze zwykłymi problemami, z tym, za co przetrwać do wypłaty, co włożyć do gara, z czego zapłacić czynsz. W zamian mogłem cieszyć się nieustannie podłym zdrowiem, latać po przychodniach, czepiać się nadziei na cud. A w przerwach pomiędzy pobytami w szpitalach, sanatoriach i u znachorów, świtem lub nocami mogłem uczyć się, czytać, jeździć palcem po mapie, podróżować po tych miejscach, do których nie pojadę nigdy.

I w takich chwilach uświadamiałem sobie, że mam szczęście. Moi znajomi ze szpitala, chorzy na to samo, już od dawna nie wstawali z barłogu,  podczas gdy ja hopsałem po całej sali i wszędzie było mnie pełno, wszędzie był nadmiar mojej obecności, na korytarzu, w dyżurce, w innych salach. Patrzyli na mnie z zazdrością, a wieczorami zwierzali się, że nie czytają, bo nie potrafią skupić się na jednym rządku liter. Podobnie z oglądaniem telewizji. Skarżyli się, że litery i obrazy są płynne, oleiste, zamazane.

Więc gdzie mi do nich, jak mogłem przypuszczać, że jestem do nich podobny? Przecież moje cierpienia były niczym, były błahostkami w porównaniu z ich. I jak ludzi idących do pracy, zdrowych i zagonionych walką o byt, zrozumieć nie byłem w stanie, tak i ludzi chorych bardziej ode mnie, też. Bo trzeba być w skórze drugiego człowieka, trzeba żyć w jego trudnościach, kompleksach i „nierealności”, by wydawać o nich sąd. 

d

Właściwie wszystko przemawiało za moim milczeniem. Ale  że nie chciałem poniechać walki z wiatrakami, czyli z absurdami swojego życia, postanowiłem wrócić do publicznego mówienia. Wiem jednak, iż mówienie o czymś, co trwa bez przerwy i towarzyszy mi tak dotkliwie, że staje się moją częścią egzystencji,  jest bardzo ryzykownym przedsięwzięciem. Ryzykownym, ponieważ poczucie otaczających mnie i osaczających bzdur, przepisów i prawnych zawirowań – wyzwala ze mnie stylistyczną agresję, budzi tak silny emocjonalny sprzeciw, że przestaję nad sobą panować.

Czy nie przesadzam z reakcjami? Wątpię, gdyż mam usprawiedliwienie: niecierpliwość. Niecierpliwość jest moim argumentem istnienia, katalizatorem mojego postępowania i częścią mnie. Niecierpliwość związaną jest z moją przeszłością i przyszłością. Ze mną. Z moją pamięcią. Z moimi odczuciami i wciąż odwlekanymi zmianami na lepsze.
Nadrzędny Autor WERBENA Dodany 2008-07-15 09:49

>NIECIERPLIWOŚĆ>


to inaczej by rzekł : czekanie w wielkim pośpiechu, impulsywne zachowania, a nawet złość

Niecierpliwość zabija  mądrość i pomysł na dobre działanie, a czasem czyni nas ślepcami którzy przez to nierealnie coś spotrzegają
ale 
niecierpliwość czasem musi być odważna i silna , tam gdzie trzeba  powiedzieć to słówko: dosyć !
Nadrzędny Autor WERBENA Dodany 2008-07-30 07:36
witam
podobny artykuł wkleiłeś w dwa miejsca , ja się tutaj odniosę , jako ciąg dalszy, wczytałam się ponownie bardzo dokładnie,niemal w całości zgadzam się z tym co napisałeś , jednak   kilka miejsc w treści, pozwólcie  że się do nich odniosę

>Z biologią narastających ograniczeń>


tak nieścisło to brzmi , ale jeśli chodzi Ci o biologię organizmu ludzkiego , to owe ograniczenie może dotyczyć też zdrowego człowieka, wytworzył wokół siebie taką barierę , mur.

>Jestem przecież dłużej chory, niż byłem zdrowy, a więc w pewnym sensie znajduję się w stanie naturalnym>


z tym się nigdy nie zgodzę, choroba nie jest stanem naturalnym, gdyż choroba jest odstępstwem  od stanu określanego jako pełnia zdrowia organizmu.
I dlatego jak piszesz , w pewnym sensie, nie ma takiego podziału  , bo niby co znaczy " w p e w n y m     s en s i e"  jest to nieprecyzyjne domniemanie stanu .
dlatego nie godzimy się z chorobą i podejmujemy starania o podciąganie naszego stanu zdrowia do możliwie maksymalnych polepszeń.

>...wszędzie był nadmiar mojej obecności, na korytarzu, w dyżurce, w innych salach. Patrzyli na mnie z zazdrością,....>>>


i tu jest czasem     s e d n o    s p r a w y  , najważniejszy punkt zaczepu, bo można być strasznie słabym ,ale być jednak pełnym życia , chęci pokonania i tu powiem w minimalnym czasem stopniu swoich niemożności , co inni odczytują nieraz  jako : - bo jemu lepiej i wtrącają nutę zazdrości. A jest mu lepiej od innych dlatego ,że uruchomił mechanizmy obrony, samozaparcia, odłożył lenistwo na bok , przyłożył się do ciężkiej bardzo pracy nad samym sobą , co dla otoczenia nawet innych chorych ludzi jest miłym odbiorem ,ale nie zawsze dokładnie pojętym.
Wielu chorych przyjmuje postawę bierną , to największy błąd w walce z chorobą .

Moje spostrzeżenia oparte też są na samej sobie , tak, jak pokonywałam z zaciśniętymi zębami, lejącymi się z bólu po policzkach łzami  i nie powiem jeszcze w jaki sposób  okropne objawy chorób, wiele  ludzi  dziwnie patrzyło , a teraz po tyluuuuu latach, nie dowierzają czasem ,że ja kiedyś ? A  dzisiaj jestem inna pomimo mojej w dalszym ciągu trwającej ciężkiej bardzo, nieuleczalnej  choroby  i tyle mogę , tyle zrobię ? taki "ogryzek zdrowotny", bo  nie będę przynudzać co mi nadal jest .


I wystarczyłoby rzeczywiście nieco zwykłych udogodnień na ulicy i tam gdzie być powinny i życie jeszcze przybrałoby lepszego blasku .
Poprzedni wątek Następny wątek Wyżej Wątek ogólne / BARIERY architektoniczne i nie tylko / NIECIERPLIWOŚĆ (2836 - wyświetleń)

Powered by mwForum 2.16.0 © 1999--2008 Markus Wichitill