Ja miałam osiem guzków na tarczycy. Leczę się podobno u najlepszej specjalistki.Po jakimś czasie siedem guzków się wchłonęło i został jeden.Co roku miałam robioną biopsję tego guzka.Pewnego dnia miałam odebrać wyniki i co się okazuje? Wynik może przemawiać za guzem złośliwym!!! Termin do szpitala i operacja. Wycięli mi prawy płat i połowę lewego. Zostawili kikut przy takiej diagnozie !!! Przecież to otwarta furtka do przerzutów! Po operacji czekałam jeszcze na wynik badania śródoperacyjnego .Jakiś profesor badał mój wycinek.Lekarz operujący powiedział że mają do niego zaufanie i że szansa pomyłki jest jak 1:1000000Oczywišcie potwierdził raka.potem szybko do Kliniki Onkologicznej na terapię.Zrobiono mi scyntygrafię,rezonans itd.Cały czas coś im nie pasowało w wynikach.Lekarz onkolog prosił żebym przywiozła tzw szkiełka czyli próbkę tego guzka który badał ten profesor. Minęły 3 miesiące i miałam mieć radioterapie.Czekam na swoją kolej gdy przychodzi lekarz woła mnie do innego pokoju i mówi:" czy pani wie co pani jest? Ja odpowiadam wiem rak a on nato wcale że nie nie ma pani raka i nie miała!!!!! Po ponownym przebadaniu próbek zmieniono diagnozę ! Tamten profesor się pomylił i zrobili ze mnie kalekę a teraz jeszcze rentę zabrali.Potem ten kikut zaczął się kurczyć.Myślałam już że umrę.Ciśnienie nagle skakało do 190/110 serce chciało wyskoczyć . Cała się trzęsłam a po wylewie takie ciśnienie nad którym nie panował żaden lek to wyrok! Raz dosłownie zemdlałam miałam taki skok że krew uderzyła mi do głowy i byłam sama w domu ale to tylko część mojego doświadczenia z lekarzami .Pozdrawiam