1. Są gdzieniegdzie turnusy tzw. "nauki samodzielnego życia": wyjeżdżasz na turnus, na którym - w założeniu - jesteś wprawdzie w otoczeniu osób, które mogą Ci pomóc, ale masz sobie radzić sam. Coś takiego podobno działało kiedyś np. w ośrodku Centrum Niezależnego Życia Sajgon w Ciechocinku. Nie wiem, jak skuteczne są takie turnusy, bo nie korzystałam.
2. Zdarza się, że przy jakiejś fundacji lub innej organizacji działają "mieszkania treningowe". To wyższy stopień takiej nauki: grupa osób dostaje "pod opiekę" mieszkanie. Jest w jakimś kontakcie z asystentem, który może im trochę pomóc, ale w zasadzie ludzie mają sobie radzić sami. Możesz sprawdzić w
Ogólnopolskiej Bazie Organizacji Pozarządowych (link) czy gdzieś w Twojej okolicy są jakieś organizacje, które prowadzą lub będą prowadzić takie mieszkania. Ostrzegam, że mogą być, ale nie muszą.
3. Ja osobiście przerabiałam to inaczej:
* Najpierw wyjeżdżałam do sanatoriów bez rodziców, jako nastolatka i młoda dziewczyna. To dało mi szansę na ogarnięcie zupełnych podstaw - umieć umyć po sobie naczynia, uprać ręcznie koszulę, ogarnąć w pokoju. Zaleta była taka, że nikt mi nie mówił, że robię coś "źle" (bo nie tak, jak w domu) - robię tak, jak umiem. A jednak jeszcze całkiem sporo tam robili za mnie (gruntowne sprzątanie pokoju, wszystkie posiłki). Drugą zaletą było, w pewnym momencie, spotkanie nieco starszych osób z podobnymi dysfunkcjami i uczenie się od nich.
* Potem kilka razy rodzice sobie wyjechali na jakieś wycieczki tygodniowe z których trudno by było wrócić. Mam rodzeństwo, mieszkające osobno, które dostało wtedy nakaz pilnowania, czy nic się złego nie stało, ale generalnie przez ten tydzień miałam przeżyć sama.
* Ostatnim etapem treningowym było dla mnie wynajęcie mieszkania na półtora miesiąca. Teoretycznie mogłam wzywać rodzinę na pomoc, ale miałam sobie poradzić ze wszystkim: z porządkami, z przyjmowaniem gości, z robieniem wszystkich zakupów, z awarią wody w bloku (i innymi takimi historiami).
Projekt zakończył się sukcesem. Od kilku lat mieszkam sama, we własnym mieszkaniu, a sąsiedzi na mnie policji nie wzywają.
Przy czym moja niepełnosprawność - Mózgowe Porażenie Dziecięce, a konkretnie diplegia spastyczna - ma tę zaletę, że nie potrzebuję bardzo dużo specjalistycznych dostosowań. Mogłam się uczyć w mieszkaniu, które było prawie "zwykłe".