Mnie nie chodzi o obawy - moje doświadczenie wynika z czegoś innego:
Mam jednego fajnego znajomego, który mi się przekształcił ze znajomości internetowej w realną. Tyle, że jest osobą sprawną, poznaną na forum tematycznym. Ale to było możliwe, bo ja byłam "jego typem człowieka" a on moim, w takim sensie że po prostu dobrze nam się godzinami gadało o wspólnym hobby, więc jak przyszła opcja że się spotkać, to okazało się, że możemy przesiedzieć przy kawie sześć godzin i żadnego z nas to nie nudzi. Do dzisiaj raz na ruski rok się ruszam do jego miasta tylko po to, żeby mu sprawić przyjemność i się spotkać.
Poza tym kilka osób, w tym dwie z tego forum, widziałam osobiście i dobrze im życzę, ale nie ma czegoś takiego, że jak z nimi np. raz na jakiś czas nie pogadam, to zaczyna mi brakować, że żeśmy na kawę nie poszli, na wyciekczkę czy coś. Są, żyją, mają się nienajgorzej i ta wiedza mi wystarczy. Bo nie pasujemy do siebie aż tak, żeby mnie do kontaktu ciągnęło.
Są też ludzie, niekoniecznie akurat stąd, których ciekawiłoby mnie kiedyś spotkać. Bo mamy podobną pracę albo jakieś podobne zainteresowanie - tak po ludzku mam poczucie, że byłoby o czym pogadać, bo mnie ciekawiłaby ta osoba, a ja (chyba) ją. Natomiast dosłownie nigdy nie miałam tak, że wiedząc o kimś tylko jaką ma jednostkę chorobową interesowało mnie, żeby się z nim spotkać. Może mogłabym komuś pomóc (teoretycznie, ale nie wiem czemu szukałby pomocy u mnie, zamiast u specjalisty). Ale sam fakt, że ktoś ma to samo, co ja - MPD - nawet podobnie nasilone na przykład, kompletnie nic mi nie mówi. Interesowałoby mnie, czy jest jakiś fajny powód, żebyśmy się znali... gdybyśmy oboje nie byli ON.
Są na przykład takie "zloty", organizowanie przez forumowiczów IPON. I ja je z jednej strony rozumiem, a z drugiej... zupełnie nie mam ochoty iść tam na zasadzie: "Hej, też jestem niepełnosprawna". Nikomu, nigdy nie przedstawiam się moją niepełnosprawnością, chociaż każdy widzi jak jest, bo tego się nie da ukryć. Ale sama w sobie moja niepełnosprawność jest po prostu nieciekawa. Można się ewentualnie wymienić jakimiś techniczno-medycznymi uwagami, ale rozmowa towarzyska mi się z tego nijak nie klei.
Mam nawet, przyznam szczerze, taki problem, że jak gdzieś widzę, że ktoś pisze "szukam przyjaciela - jestem samotny, mam taką a taką niepełnosprawność" to rozumiem ten anons, ale ja sobie jednak myślę: okej, ale co CIEKAWEGO masz do powiedzenia? Bo przecież sam fakt, że jesteś niepełnosprawny i samotny... nie jest specjalnie podstawą do rozmowy. Od czasu do czasu może być podstawą do tego, żeby się komuś wyżalić (ale ja akurat nawet to wolę robić znajomym, którzy mnie znają dobrze - bo wiedzą, jak mi wtedy pomóc, a nie mnie dodatkowo "rozkręcić").
Krótko mówiąc: diagnoza sama w sobie nie jest specjalnie interesująca (przynajmniej dla mnie), jak się z tym już -dzieścia lat żyje. Może jak miałam lat pięć to sam widok dzieciaków, które są do mnie podobne coś znaczył. Ale teraz - okej, jesteś niepełnosprawny. A co poza tym?