Ano właśnie - i już wyłazi, że wcale nie chodzi o to, aby ktoś komuś "dał pracę", lecz o masę spraw z otoczenia tego tematu.
A skąd niby, tak zupełnie, totalnie obiektywnie, ja jako mały, szary pracodawca mam wziąć pieniądze na te dojazdy i parę innych spraw, których niepełnosprawni często oczekują a które nie są typowe ani w żaden sposób nawet traktowane jako koszt dla firmy?
A do tego, moja "firma" to nie firma, lecz inny twór - czyli np. stowarzyszenie, utrzymujące się głównie z dotacji publicznych. W projektach po prostu nie ma takiej pozycji, więc nikt mi nie da ani złotówki. Mam wyjąć z prywatnej kieszeni, sprzedać dom czy mieszkanie...?
Malta - zdziwiłabyś się, jak trudno nam znaleźć takie sensowne osoby, i to nie od wczoraj... Wielokrotnie o tym pisałam. Okazało się, że to właśnie potencjalni kandydaci widzą wyłącznie koniec własnego nosa i to potencjalny pracodawca ma obowiązek zrobić tak, aby im się chciało.
Roszczeniowość ON jest ciągle porażająca i przedziwna. Ale pocieszę Was - wśród sprawnych nie jest lepiej:)
Poruszamy się w tym wątku na takim poziomie ogólności, że trudno traktować to wręcz zbyt poważnie.
Dlaczego tak strasznie się boicie zrobić coś dla siebie i zacząć wdrażać - choćby latami - pomysły, które pomogłyby może to wszystko uzdrowić? Jest internet, media, dobrzy ludzie wokół. Trzeba coś robić, bo samo lakoniczne stwierdzanie "dajcie nam pracę" naprawdę działa demotywująco...
Autor rafallbn1981
Dodany 2010-03-18 09:45
Zmieniony 2010-03-18 09:55
ja już pisałem, że problem dojazdów jest najwięklszym problemem ubiegania się o prace i jej utrzymania. Ja nadal twierdze, ze organizacje nic nie robia, w kierunku poprawy jakosci zycia ON - np. po co wkolko te szkolenia komputerowe, skoro ON cale zycie siedza przed kompem i zna lepiej komputer niz inni pracownicy tez pracujacy na komputerach? po co w kolko jakies smieszne szkolenia z doradztwa zawodowego, skoro 100% stowarzyszen w tym samym miescie robi te same zadania? NIC INNEGO JAK POWIELANIE - CZYLI MARNOTRASTWO. I co z tego ze zasiegne opinie doradcy zawodowego skoro i tak nie dojade do pracy? Zarabia na tym doradca zaodowyy, a ON idzie do domu dalej siedziec na kompie.
Dodam jeszcze, ze piszac "Ja nadal twierdze, ze organizacje nic nie robia, w kierunku poprawy jakosci zycia ON" - chce przez to powiedziec, ze takie oranizacje dbaja o siebie i nie interesuja ich ON, lecz tylko by z ON czerpac kase poprzez projekty do UE i PFRON itd. Przeciez organizaje nie potrtafia sie nawet razem dogadac by cos razem zrobic dla ON, a przeciez tylko przed wladzami roznych instytucji organizacje pieknie mowia wrecz uwielbiaja ON.
Autor mamija1
Dodany 2010-03-22 00:10
Zmieniony 2010-03-22 00:13
Zgadzam się z Tobą Blueangel bo widzę na swoim przykładzie że jak się chce to się da. Od urodzenia choruję na rdzeniowy zanik mięśni. Poruszam się wyłącznie na wózku elektrycznym, na zwykłym nie dam rady przejechać ani metra. Dostałam szansę na podjęcie pracy i skorzystałam z niej choć wiedziałam że nie będzie łatwo. Od ponad 2 lat dojeżdżam do pracy codziennie dwoma autobusami gdzie między jednym a drugim godzinę czekam na dworcu. Nie zważam na to czy jest zima czy lato czy pada śnieg czy leje deszcz, wiem że muszę być w pracy i to robię. To jak tam dojadę raczej nikogo nie interesuje choć moja szefowa jest bardzo wyrozumiała i zawsze rozumie że muszę wziąć nagle urlop bo np zepsuje mi się wózek. Jednak z drugiej strony wie że obowiązki które mam do zrobienia będą na czas i nie zawalę żadnej sprawy. Nie ma dnia żebym nie toczyła bojów z przewoźnikami autobusowymi ale nie tymi którzy są kierowcami bo oni to sa dla mnie wspaniałymi i wyrozumiałymi ludźmi z którymi mam super układy i wiele im zawdzięczam np. to że często zimą zamiast stać na dworcu to siedzę w autobusie na zajezdni i nie marznę. To wszystko co mam na dzień dzisiejszy jeśli chodzi o moją pracę, dojazdy do niej i tak dalej to mam tylko dzięki swojemu uporowi i pracy nad tym wszystkim żeby na każdy problem znaleźć jakieś rozwiązanie i sie o nie wykłócić nieraz z wieloma osobami. Przyznam szczerze że szlak mnie trafia jak spotykam osobę niepełnosprawną której roszczeniowa postawa jest motorem do ciągłych narzekań i użalania się nad sobą. Skoro chcemy być normalnie traktowani to tak jak inni musimy się starać dochodzić do wszystkiego po kolei a nie poczekać aż podadzą nam gotowe na tacy a jeszcze najlepiej za nas popracują a my weżmiemy wypłatę.
niezapominaj ze znaczenie ma tez miejsce zamieszkania. nie kazde miasto jest tak sper odsniezane oraz osiedle.
Pewnie teraz myślisz że mieszkam w centrum i się mądrze. Do centrum miasta mam 12 km. Przystanki i chodniki w miejscu w którym mieszkam nawet podczas największych śniegów odsnieżane były tylko 2 razy w tygodniu i to tylko tak żeby wyglądało na odśnieżone. Trzeba umieć walczyć o swoje i otworzyć buzię tam gdzie trzeba. nauczyli się porządnie odśnieżać po paru telefonach i interwencjach. Poza tym są ludzie którzy mogą pomóc przejechać przez śnieg, zjechać z krawężnika, dostać się do autobusu jeśli jest taka potrzeba tylko trzeba umieć poprosić.
a jak daleko masz do tego przystanku? to ja ci powiem, ze moje osiedle to bylo odsniezane, ale zeby jechac wozkiem to ciezko bylo.
Mi też było ciężko i nieraz liczyć musiałam na pomoc innych. A ile razy ty zadzwoniłeś żeby interweniować o odśnieżanie??
ja nigdzie nie dzwonilem, bo u nas nawet skargi nic nie daja. A wiem co mowie.
Mamija - po odpowiedzi Rafala chyba już wszystko rozumiesz:)
Nie zadzwoni - nic innego też nie zrobi - ale za to ponarzeka - namarudzi - i tej wersji będzie trzymał - bo tak.
Jak rany...
Rafale, to jak się ma cokolwiek zmienić, skoro nijak temu procesowi nie pomagasz...?
Gdybym ja nie dzwoniła,nigdzie nie pisała i nie wciskała sie oknem jak wywalają mnie drzwiami to do dziś zamiast wracać z pracy jak kazdy normalny człowiek po jej skończeniu stałabym godzinę na przystanku bo 4 busy które przyjadą będą ze schodami. Do dziś toczę wojnę z przewoźnikiem który się wścieka jak ja dzwonie ze skargą. Ja jednak wiem że nie mogę podarować bo to tak jakbym już miała zrezygnować z pracy a tego nie zrobię na pewno więc przewoźnicy, odśnieżacze i ci inni będą się dalej ze mną męczyć.
no dobra, ale jak daleko masz do tego przystanku z miejsca zamieszkania?
Przynajmniej walczy o swoje prawa ,anie jest następnym ON ,który siedzi w domu i czeka
Autor mamija1
Dodany 2010-03-23 13:34
Nie mam daleko ale jak zajeżdżam do pracy to mam kawałek do przejścia, a jak się nie da chodnikiem to jest ulica którą tej zimy najczęściej chodziłam. Na jednym przystanku świat się nie kończy.
Do Rafała - przyczepiłeś się do odległości od przystanku. Czy koniecznie chcesz udowodnić, że mamija ma łatwiej od Ciebie czy coś innego? A co ona jest winna, że mieszka 100 czy 500 metrów od autobusu? Ano tyle, co Ty jesteś winny, jezeli masz dalej.
To są ważne sprawy, ba - czasami kluczowe dla osób na wózkach - ale przez darcie kotów pomiędzy samymi niepełnospprawnymi o detale i bezustanne porównywanie i szukanie dziury w całym jest chyba nawet gorsze od komunizmu.
A nie doceniasz aby determinacji, wewnętrznej siły i pogody, z jaką ta dziewczyna podeszła do problemu, zamiast się użalać...?
jestem pełen podziwu dla tej osoby.
DO rafallbn1981
TAK, TU MAJA RACJE, RAFALE. LUBISZ NARZEKAC A ZROBIC TO JUZ NIC NIE CHCESZ.
ja tylko wytykam braki w rozwiazaniach systemowych.