> A na orzeczeniu od 3 lat pojawia mi się, że jestem niezdolna do pracy
To akurat jest żargon prawny. Wbrew pozorom nie oznacza on, że automatycznie jest się naprawdę, całkowicie niezdolnym do pracy. Przy dzisiejszej technologii niemal każdy może teoretycznie coś tam robić (chyba że leży na OIOMie). Oczywiście *coś* nie zawsze oznacza pracę 8h dziennie i nie zawsze jest na to coś zapotrzebowanie.
> Wynika z tego, że
Nie znam Twojego stanu, więc nie mogę się wypowiadać autorytatywnie, ale powiem Ci tyle: gdybym ja się zawsze przejmowała diagnozami lekarzy... Niedługo po urodzeniu mnie moja matka otrzymała diagnozę typu (cytuję): "Ma Pani dwie córki - tamta będzie dla świata, a ta dla domu". Nie przeszkodziło mi to w zdobyciu dyplomu magisterskiego na filologii (w normalnym trybie) z wyróżnieniem, pójściu na doktorat, jeżdżeniu na średnio jedną zamiejscową konferencję rocznie (póki co mam jeszcze cykora przed wyjazdem zagranicznym, pomijając fakt że na coś takiego nie dostanę pieniędzy z Uniwerku, więc musiałabym za tę podróż sporo zapłacić), w wykonywaniu dość dobrze cenionych tłumaczeń, w mieszkaniu samodzielnie (w pobliżu rodziny, żeby mi w razie czego wkręcali żarówki i reperowali zlew, a śnieżną zimą robili zakupy). I to nie dlatego, że jestem jakaś super czy coś (nie, nie jestem - znam znacznie fajniejszych ludzi ode mnie i znacznie bardziej zaradnych). Tylko dlatego, że lekarz, człowiek sprawny i do tego przyzwyczajony do oceniania Cię z punktu widzenia tego co NIE działa, ma z definicji raczej pesymistyczną perspektywę. Nawet dziś żartuję sobie, że najgorzej w ciągu roku czuję się zaraz po wizycie u mojej neurolog. I nie dlatego, że jest złym lekarzem, tylko dlatego że jest dobrym lekarzem i wie, że nie może mnie "naprawić".
Tobie jest pewnie w jakimś sensie ciężej niż mi (bo utraciłaś sprawność - ja zawsze miałam po prostu dużo "małych" ograniczeń w życiu i jest to dla mnie tak naturale jak kolor włosów). I oczywiście nikt nie może Ci niczego zagwarantować. Ale, moim zdaniem, w wieku 21 lat naprawdę nie warto stawiać na sobie krzyżyka. Jeśli będziesz kiedyś MUSIAŁA na sobie krzyżyk postawić (nie obiecam Ci że tak nie będzie, bo nawet sama sobie tego nie mogę zagwarantować), to jeszcze spokojnie zdążysz. Na zrezygnowanie zawsze jest czas.
Poza tym - tak jak mówi Tadeusz, w wypadku wypadku poza tym co ewentualnie może dać Ci Państwo, jest kwestia roszczeń wobec osoby która wypadek spowodowała. Na tym nie znam się kompletnie - nie moja działka.