Niech to. Będę chodzić! To nie ozdrowienie-auto się sp.....o.
Po kilku operacjach, jakieś takie wypadki, praca fajna: powietrze świeże, gimnastyka, zwiedzanie wielu miejsc. Jednym słowem- światowe życie. Wniosek o rehabilitację-odmownie. Sąd rozpatrzył wpierw po 18 miesiącach(?), a apelacja po 36(?). Uzdrowiony sanatorium, a nie było to Lourdes. Ozdrowiawszy, decyzją ZUS podejmuję pracę. Jedna, druga,kolejna. Opisałem wyżej, że fajowa, okoliczności przyrody, turystyka, gimnastyka. Nie wiem czemu co kilka miesięcy lądowałem na kolejnych dłuuuugich zwolnieniach. No, może z przetrenowania. Jak trafiłem do takiej komisji od inwalidztwa, to stwierdzili, że od 10 lat jestem niepełnosprawnym, że pomoc innych osób, że jakaś praca to lekka, czy jakoś. Cudnie, myślę, a ja przez te 10 lat co jakiś czas to belki ciężkie, to skoki z obciążeniem pleców, to skrętoskłony z kamieniami, albo i noszenie ciężarów, no Pudzian wysiada. Skoro ZUS ozdrowił to stwierdzam z mocą: świadomie i z zimnym wyrachowaniem, pomimo opinii kilkunastu lekarzy specjalistów, dokumentów z badań i leczenia, a więc celowo naraził mnie ZUS na całkowitą utratę zdrowia, na niebezpieczeństwo śmierci. Wniosłem o rentę. ZUS uznał, że nie jestem niezdolnym do pracy, nie uznał mnie za zdolnego. Pamiętacie? Nic, że koło od traktora dziurawe-trzy są sprawne. A więc traktor sprawny. Tyle, że kół niesprawnych u mnie są trzy.
Rozmyślam nad zgłoszeniem sprawy w prokuraturze o zaniedbania celowe z narażeniem na utratę zdrowia a nawet śmierci. Ciekawe, zapewne umorzą.