Dlatego powinniśmy zapytać panią Minister Zdrowia o "licencję" i "honor" lekarski. Bo albo to są lekarze i orzekają jako lekarze albo odebrać im uprawnienia lekarskie i nazywać ich "wykonawcami poleceń administracyjnych". Na jednej z Komisji spytałem orzecznika czy orzekł o mojej zdolności do pracy jako lekarz, czy jako "wykonawca poleceń administracyjnych" to się oburzył i powiedział, że go obrażam. A z drugiej strony to spór między nami a ZUS-em to nie jest mecz tylko często sprawa życia wielu ludzi. Jeśli przepracowałem 43 lata, płaciłem składki to dlaczego mam żebrać o swoje pieniądze. Nie zostałem inwalidą z powodu uprawiania sportów ekstremalnych, czy pod wpływem alkoholu a z powodu wypadku przy pracy nie z mojej winy. Ale masz rację, finał musi być w Sądzie. Tylko dlaczego odbywa się to naszym kosztem? Sąd jest utrzymywany z naszych podatków. Gdyby za każde błędne orzeczenie "lekarzy" byli oni karani finansowo to może by otrzeźwieli. Dalej jeśli chodzi o koszty, ZUS przedłuża sprawy w Sądach. Ich prawnicy /też utrzymywani z naszych składek/ wnoszą kolejne odwołania, przedłużają sprawy, które ciągną się latami licząc na to, że albo ktoś z nas zrezygnuje z dalszej walki albo umrze z powodu choroby lub głodu.
Dlatego musimy się wspierać i pomagać sobie w tej trudnej i nierównej walce. Zdaję sobie sprawę, że jest w naszym kraju wielu rencistów, którzy nie powinni mieć prawa do renty ale to też wina tych samych "lekarzy", którzy odmawiają tego prawa rzeczywistym inwalidom. ZUS-owi chodzi o statystykę, kiedyś orzeczono za dużo rent, to teraz trzeba orzec mniej, żeby bilans się zgodził.