www.niepelnosprawni.plStrona główna forum
forum.niepelnosprawni.pl - Nie jesteś zalogowany
Strona główna forum Regulamin i pomoc Szukaj Rejestracja Logowanie
Poprzedni wątek Następny wątek Wyżej Wątek ogólne / Kawiarenka / Historia miłosna (sorry - dość długie) (11787 - wyświetleń)
- Autor Surikates Dodany 2011-06-28 06:57
(jeśli kogoś nudzą takie przydługie, może nawet przynudnawe opowieści, nie musi czytać; )

Nie wiem od czego zacząć... chciałbym opisać sytuację jak najdokładniej a jednocześnie, mimo, że wypowiadam się całkowicie anonimowo, nie chcę wdawać się w zbyt intymne szczegóły... :-)

Parę lat temu znałem pewną kobietę... minął jakiś czas zwykłej, niewinnej znajomości... i zwróciła moją uwagę... Wcześniej w sumie też zwracała, ale nie przyglądałem się jej pod TYM kątem, bo trwałem w przekonaniu, że to dla mnie "za wysokie progi". :D  Wreszcie stało się to, co się stać musiało... przebywająca w moim otoczeniu osoba, o tak pasującym mi charakterze nie mogła dłużej pozostawać mi obojętna.. tak też obojętna mi być przestała, to było półtora roku temu. Przez kupę czasu zastanawiałem się, czy to aby na pewno "TA". ;D Miałem z nią dość częsty kontakt, co pozwalało mi na "czytanie między wierszami" z jej zachowania, z jej słów, z jej poglądów...
Myślałem długo, bo aż 6 miesięcy, zanim zdecydowałem się jej powiedzieć, że coś więcej dla mnie znaczy.  Bardzo szybko poinformowała mnie, że ma dość poważne problemy zdrowotne z nerkami i żebym "dał sobie z nią spokój"... no i zaczęły się schody... ;D

Jak mam ją przekonać, że jej choroba nie jest dla mnie ciężarem... że mnie nie przeraża, nie zraża, nie obraża... i cokowiek by wstawić innego z "~raża" na końcu, też nie!
Jak przekonać, że miałem okazję się nad tym wielokrotnie, długo i poważnie zastanowić i nie jest to coś, co by mnie od niej jakkolwiek odpychało! Że nie przeszkadzałoby mi nawet, gdyby jeżdziła na wózku! (póki co, nie jeździ ) ;D
Kiedy ją poznałem, nie wiedziałem o jej chorobie... Ale kiedy tylko sprobowałem się do niej zbliżyć... to od razu zaczęła mnie stopniowo "uświadamiać" ;D (z czasem robiła to coraz dobitniej) ;D
I robiła to w świętym przekonaniu, że bardzo szybko zniechęcę się do niej, że zacznę ją widzeć inaczej... nie jako kobietę, ale jako "resztkę z tego, czym była"(to jej słowa), itp...
No i teraz nie wiem, czy aż tak mało mi ufa, aż tak mało wierzy w moje uczucie, że jest przekonana, że zerwie się ono przy pierwszej byle trudności? Przy pierwszej byle konfrontacji? Skąd jej się biorą takie myśli w głowie? Jak może mnie tak nisko, tak płytko oceniać? Dlaczego boi się uczucia? Przez niemal rok czasu, od kiedy pierwszy raz napomknęła mi, że ma problemy zdrowotne, wciąż wyciąga na mnie co jakiś czas "ciężki kaliber" ;D Rzuca we mnie stwierdzeniami typu, że "pozwalając mi się z nią związać, bardzo by mnie skrzywdziła"... itp.

Nosz cholera... jak mam ją przekonać że nie była, nie jest i nigdy nie będzie dla mnie żadnym ciężarem?! Znam osobiście kogoś, kto opiekuje się osobą poważnie niepełnosprawną, i wiem że były baaaaardzo podobne problemy... Pytałem się o radę, jak ta dziewczyna sobie poradziła z chłopakiem, który ją non stop odtrącał, twierdząc, że nie zasługuje na nią, że będzie tylko cierpieć przez niego... Rada jaką dostałem, to żeby "wziąć za mordę" w stylu "chcesz, czy nie, jesteśmy razem, i bez dyskusji! I jeszcze mi będziesz za to dziękować!".. ... no niby fajnie, ale jakoś ja uważam, że to nie jest dobra metoda :/ Nie jestem zwolennikiem "Pokochania na siłę". A do tego ona ma bardzo twardą osobowość i silne poczucie własnej godności.. kogoś takiego raczej nie ciągnie się za włosy do jaskini... Na pewno można inaczej... no właśnie... tylko jak???

Czy ktoś ma jakieś doświadczenia z podobnym przypadkiem? Jak można przekonać kogoś, że choroba nie jest dyskwalifikatorem w moich oczach, że ona dla mnie jest warta każdej chwili, którą jej poświęcam. Że widzę w niej wspaniałą kobietę, bez względu na to, co ta małpa jedna o sobie gada... i cokolwiek by się działo, to zdania o niej nie zmienię.

Ona mi cholernie pasuje. Nie mam już 18, czy 20 lat, mam sporo więcej, mam już jakieś doświadczenie życiowe i nie jestem kretyniem niezdolnym rozróżnić ludzi z którymi mi dobrze, od tych z którymi mi źle... Jestem osobą świadomą, zaradną, pomysłową, nie zrażającą się trudnościami. Dla mnie nie ma problemów nie do rozwiązania. Nie wiem, czy więcej życia przeżyłem, czy więcej mi jeszcze zostało, równie dobrze mogę przecież jutro wpaść pod samochód... ale kiedy uczciwie rozliczam swoją przeszłość, to wiem że przez całe swoje dotychczasowe życie nie spotkałem nikogo, z kim bym się tak super dogadywał.. z kim bym tak fantastycznie trafiał nawzajem w humor, z kim bym się tak cieszył zwykłymi, przyziemnymi, szarymi szczegółami codziennego życia... przy kim starałbym się, dbałbym nie tylko o tego kogoś, ale i o siebie, czuł lepszym człowiekiem, i wiem, że nigdy nikogo takiego drugiego nie dam rady spotkać. Z nią się nie da nigdy nudzić! Ma w sobie taką głębię, że możnaby ją penetrować całymi latami i wciąż pozostałaby do końca niezbadana... I mówię to całą świadomością, po ponad półtora roku, od kiedy zacząłem ją "zgłębiać". : )) Każdy ma inny charakter, każdy ma inny gust. Ja mam akurat taki. Dla mnie ona jest mądra, niesamowicie inteligenta, dowcipna, ciekawa, pociągająca. Jej z kolei się wydaje, że ja cały czas widzę w niej tylko iluzję, że nie dostrzegam prawdy, która jest... okropna... Fakt, charakterek to ona ma trudny, już dawno temu stwierdziłem, że pod tym względem to chyba najtrudniejsza kobieta jaką mi się zdarzyło spotkać w życiu  Gdyby jakakolwiek inna choćby w połowie była taka "trudna", to już dawno dałbym sobie spokój. :DDD

Ale samo sprawianie, że się uśmiecha jest dla mnie niemal orgiastycznym przeżyciem... Nie będę tu opisywać, jak mi się śni, bo nie jest to erotyczne forum, powiem tylko, że działa na mnie w każdy możliwy sposób. I podszedłem do sprawy też od drugiej strony: postawiłem ją sobie w różnych najgorszych okolicznościach: na wózku, unieruchomioną na łóżku, wymagającą nieustannej opieki... w różnych sytuacjach, kiedy jest na prawdę ciężko... miałem na to kupę czasu... myślałem nad tym poważnie.. bo wiem, że to nie sztuka się pochopnie zdeklarować... bo potem życie potrafi przykro zweryfikować... Zastanawiałem się wielokrotnie.. i wiem, że nic nie jest w stanie mnie do niej zrazić. Nic nie jest w stanie mi przesłonić tego, jaka jest chrolernie fajna dla mnie, tego jak mi dobrze w jej towarzystwie. Tylko jak do diabła mam ją o tym przekonać? Od razu mówię, że jakakolwiek "terapia grupowa, czy tam rodzinna" odpada, najpierw musiałaby mi przecież zaufać, inaczej nawet łańcuchem bym jej na coś takiego nie zaciągnął... Ma bardzo silną osobowość i tu jest właśnie ten mój pies pogrzebany. Jak przekonać silną kobietę, że jest dla mnie KOBIETĄ, ATRAKCYJNĄ KOBIETĄ! Jak wbić do tego cholernego łba, że ja się nie załamię, nie poddam, że jej nie zostawię, nie oleję, że stchórzę, że się nie zniechęcę, że mi się nie znudzi, nie spowszednieje, nie stanie się nigdy żadnym ciężarem, że zdania nigdy nie zmienię, że to, co jej powtarzam od roku jest prawdą, że mówię szczerze, że jest mi z nią dobrze, nawet kiedy jest wredna czy załamana, że, do jasnej cholery, ona mi nigdy nie zbrzydnie! Bez względu na to czy jest zdrowa, czy chora.

No ja nie wiem, kurde... czy ja mam też na to zachorować, żeby zaczęła mnie traktować jako godnego partnera??? Myślałem nad tym, żeby oddać komuś nerkę, może to by ją wreszcie przekonało, że podchodzę do tych spraw poważnie. Tylko, że póki co nie wiem, jaką ona ma grupę krwi. Gdyby okazało się, że zgodną, to bym sobie pluł w brodę do końca życia...
Nadrzędny - Autor klarysa Dodany 2011-06-28 08:23
Hmmm, piszesz tak wiele  i ciepło o niej,  ale  czy powiedziałeś jej kiedyś otwarcie, że Ją kochasz???  a może ona na to jedno magiczne słowo czeka? :-)
I zadaj sam sobie pytanie, czy Ją kochasz?

Przecież wszelkie deklaracje, jakie składasz, są,  jak sądzę, wg niej tylko słowami.  Piszesz, ze Tobie z nią dobrze prawie pod każdym względem,  :-)  ale czy tak naprawdę wiesz, czy Jej z Tobą jest tak samo?  Przecież dziewczyna może tylko (sorry) przez   grzeczność  odpowiadać na Twoje pytanie,  rozmawiać, śmiać się , itd, itp.
Piszesz, że Ona Tobie nigdy się nie znudzi itd.  Ale czy zrobiłeś krok w tym kierunku, by "zainteresować" Ją swoją osobą? Bo to, że się znajcie ,to mało.
Czy poznałeś , wprowadziłeś Ją w swoje środowisko? Czy dziewczyna poznała Toje otoczenie, by mogła czuć się pewniejsza na innych gruncie?  Musisz wiedzieć, że chory człowiek  ciut inaczej patrzy na tego typu sprawy, jest bardziej wyczulony i może  "nadwrażliwy". Powinieneś to  uszanować.
Spójrz  Jej oczami na Twoje sprawy,  przyjaciół... i ..porozmawiaj z Nią  wówczas.  A zapewne dowiesz się o wiele więcej na ten temat, niż wiesz obecnie.
Uwierz mi. :-)
a wtedy -historia miłosna- nabierze  rumieńców :-)
Życzę powodzenia  :-) 
Nadrzędny Autor Surikates Dodany 2011-06-28 09:41
Bardzo dziękuję za tą odpowiedź... myślę, że dużo z niej skorzystam.

Tak, powiedziałem jej otwarcie, że ją kocham.
Mimo to uważam, że nie tyle słowa się liczą, co czyny... uwielbiam słowa, ona też.. ale chcę do niej przemawiać przede wszystkim tym, co robię, a nie, co mówię.
On twierdzi, że jestem interesującą osobą, że potrafię jej zawsze poprawić humor, że cały problem jest po jej stronie, bo to ona jest popsuta.
Staram się ją zainteresować, ale mam póki co dość ograniczone pole manewru. Ciężko ją namówić na jakiekolwiek spotkanie. Choćby tylko przy okazji jakiegoś koncertu, czy innej imprezy... Jest bardzo skryta, nieufna, a do tego ma silny charakter, który w połączeniu z tymi cechami sprawia mi mnóstwo trudności w dotarciu do niej.

Ale to, co mówisz, o wprowadzeniu jej w moje środowisko, jest niesamowite. Do głowy mi to wcześniej nie przyszło! Jak mogłem na to nie wpaść?! :/ Masz w tym momencie calkowitą rację - to jest coś, co zdecydowanie powinienem zrobić. Zacząć mogę choćby od opowiedzenia jej o swoich znajomych, rodzinie...
Dziękuję za ten pomysł - przyda się. Życzę miłego dnia i od jutra zabieram się do "pracy" :-)
Nadrzędny - Autor chromy Dodany 2011-06-28 09:37 Zmieniony 2011-06-28 09:47
Potwierdzam, po męsku, potrzeba powiedzieć to co najważniejsze: pokochałem i kocham  Cię właśnie taką, jaka jesteś, bo pomimo swojej  ułomności masz Coś, czego nie widzę w innych kobietach, chcę spędzić z Tobą  życie w  CHOROBIE i pozostałościach Zdrowia które jeszcze posiadamy, i ceńmy to.
A delikatność nakazana.
Pozdrawiam, Podoba mi się Twoja postawa Sunikates. Powodzenia

>o wprowadzeniu jej w moje środowisko, jest niesamowite>


tylko warto uprzedzić Twoje środowisko o Normalnym zachowaniu w stosunku do Niepełnosprawnego, pozwolić jej być sobą, bez nadgorliwych słów: czy pomóc. W danym momencie sama powie co jej kiedy potrzeba.
Nadrzędny - Autor klarysa Dodany 2011-06-28 16:22
Surikates,
masz co najmniej dwa - damskie i męskie spojrzenia na "sprawę", wyciągaj wnioski :-)

....tylko warto uprzedzić Twoje środowisko o Normalnym zachowaniu w stosunku do Niepełnosprawnego, pozwolić jej być sobą, bez nadgorliwych słów: czy pomóc. W danym momencie sama powie co jej kiedy potrzeba.....

Tu się z Chromym zgadzam :-)
Pozdrawiam :-)
Nadrzędny - Autor barbara33 Dodany 2011-06-28 17:13
porozmawiaj z nią na spokojnie powiedż że kochasz ją za to jaką jest osobą w środku a to że jest chora na nerki nie przekreśla jej szczęścia życzę cierpliwości i miłości niejedna osoba on by pragneła mieć  kogoś kto by ją pokochał a tak nie jest
Nadrzędny - Autor rogal160 Dodany 2011-06-29 17:44
Piękna historia. Tyle tylko, że początkowe uniesienia mijają, a codzienność zostaje i wielu przerasta.
Nadrzędny - Autor barbara33 Dodany 2011-06-29 18:01
sam jesteś on i jesteś szczęśliwym mężem i ojcem więc nie podcinaj skrzydeł innym
Nadrzędny - Autor rogal160 Dodany 2011-06-30 18:14
Ja nie podcinam, mówię jak jest. I nie jestem mężem:)
Nadrzędny - Autor barbara33 Dodany 2011-06-30 18:49
ale jestes ojcem to ze nie masz papierka to nie znaczy ze z ta kobieta cie nic nie laczy
Nadrzędny - Autor rogal160 Dodany 2011-07-01 17:22
Jasne, ja tylko gwoli ścisłości.
Nadrzędny Autor barbara33 Dodany 2011-07-02 11:55
:-)
Nadrzędny Autor Iota Dodany 2011-06-30 12:48 Zmieniony 2011-06-30 13:02
Wyjątkowo coś na ten temat powiem. Od razu mówię - bierz poprawkę, bo ja tylko czytam tekst. Nie znam Was, więc mogę się mylić. Niepełnosprawność tej dziewczyny jest zupełnie inna i może mieć inne efekty. Poza tym, jak to mówią, gdyby dobre rady naprawdę były dobre, nikt nie dawałby ich za darmo. :-)

Oczywiście istnieją co najmniej dwa warianty - jeden taki, że dziewczyna Cię nie chce i używa niepełnosprawności, żeby Cię przegonić. Drugi jest taki, że może nawet coś by z tego było, gdyby nie była niepełnosprawna. Zajmijmy się tym drugim.

"Rozumiem" taką postawę jaką opisujesz. Jest dla mnie naturalne i oczywiste, że każdy wariat, który deklarowałby mi miłość dozgonną, małżeństwo i rodzinę (zakładam, że to się - w jakiejś perspektywie - wiąże i nie mówimy o krótkotrwałym związku), powinien zostać potraktowany takim witriolem, żeby w zasadzie nie miał szans zachować uczuć. Podrzucę Ci kilka wyjaśnień dlaczego, a to wybierz, co ewentualnie pasuje do Waszej sytuacji.

- Związek jest zobowiązaniem. Wydaje mi się (choć może to być tylko iluzja), że tylko ja wiem, jak wielkie zobowiązania powoduje moja niepełnosprawność. I nie chodzi o opiekowanie się mną w sytuacjach hipotetycznych (typu stan wegetatywny pod respiratorem). Taki wariant też pewnie istnieje, ale i tak nie da się na niego przygotować i - przynajmniej mnie - może się nie zdarzyć. Bardziej praktyczne są wszystkie problemy, które moja niepełnosprawność sprawia dziś i które naprawdę - bez żadnego melodramatyzmu - trzeba będzie znosić aż do mojej śmierci. :-). Ewentualnie takie, które WIEM, że będzie sprawiać w przyszłości. O tym jakie to są konkretnie problemy dokładnie w przypadku tej Dziewczyny, wie tylko ona. Być może szczera rozmowa na ten temat byłaby wartościowa (Tobie może pozwolić zrozumieć jakieś ukryte dotychczas problemy, jej docenić to, co rozumiesz). Ale wymaga mnóstwo zaufania.

- Ze wszystkimi problemami, które tworzy moja niepełnosprawność (i które będą ze mną aż do śmierci), wiąże się pytanie, czy płomienne deklaracje przetrwają dziesięć a nawet pięćdziesiąt lat. Bo jeśli ktoś miałby mnie po pięciu lub piętnastu "puścić w trąbę" to może lepiej w ogóle nie zaczynać. I tu jest znów problem zaufania. Prawdopodobnie nie do rozwiązania na krótką metę, a może nie do rozwiązania całkowicie kiedykolwiek. Bo z jednej strony oczywiście możesz czuć się trochę "nisko" i "płytko" oceniany - i może nawet bardzo słusznie. Z drugiej strony ona może mieć w głowie taką myśl, że przetrwanie w związku W OGÓLE jest samo w sobie pewnym osiągnięciem w dzisiejszych czasach, a przetrwanie z osobą niepełnosprawną (czyli gorzej - w pewnych zakresach - funkcjonującą) tym bardziej. Z jej perspektywy może więc wcale nie chodzić o to, że ocenia Cię "nisko" tylko że związek trwały z nią wymagałby, jej zdaniem, bardzo wyjątkowych cech charakteru, których ona się w ogóle po nikim nie spodziewa (po Tobie też nie).

Oczywiście może być w tym trochę takiego patologicznego lęku, że jak coś się może schrzanić, to lepiej w ogóle nie zaczynać. To jest zapewne ten sam lęk przez który zupełnie sprawni ludzie 10 lat mieszkają ze sobą nieoficjalnie, ale ślubu (zwłaszcza kościelnego) nie wezmą bo może będą się kiedyś chcieli rozejść. I z takim lękiem jest problem, bo jedynym antidotum, jakie sobie na nie wyobrażam, jest mnóstwo wzajemnego zaufania i ostatecznie chęć wykonania tego kroku w nieznane. A tego że - w bardzo optymistycznym wariancie - ona by się jednak kiedyś zdecydowała - nikt nie potrafi zagwarantować.

Druga patologia jaka może tu występować to zdecydowane przecenianie wpływu niepełnosprawności. Po ludzku: jej może się wydawać, że jej choroba jest znacznie poważniejszym problemem dla Ciebie i świata niż jest w rzeczywistości, zakładając, że o jej niepełnosprawności wiesz dużo...

- Niepełnosprawność potrafi robić z ludzi strasznych indywidualistów. :-) W trakcie życia z nią ja - na przykład - wytworzyłam sobie bardzo różne mechanizmy radzenia sobie z trudnościami. W momencie wejścia w związek, mój partner musiałby przejąć część tych mechanizmów, bo moja niepełnosprawność odbijałaby się na nim. Dlatego dla trwalszej, głębszej znajomości w ogóle (np. jakiejś formy przyjaźni) ważne jest żeby ta druga osoba wykazała, że potrafi sobie poradzić, że ma takie strategie lub je szybko i bezboleśnie nabywa (a dodatkowe punkty dostaje się za to, że ktoś pomaga mi w ogóle wytworzyć nową, lepszą strategię :-)). Przykład: moja niepełnosprawność jest bardzo wyraźnie widoczna i mało estetyczna. Jak, w tej sytuacji "radzi" sobie z bywaniem ze mną w miejscach publicznych, zwłaszcza na uroczystych okazjach? Pytanie brzmi czy ona też, w jakichś innych sytuacjach, ma takie sobie wyjątkowe sposoby radzenia sobie i czy oczekiwałaby, że przyjaciel/partner sobie z tym poradzi?

- Odrębnym problemem mogą być kwestie np. posiadania dzieci / budowania rodziny (znów, zakładam, że mówimy o długim i trwałym związku). Znam przypadek kiedy zdrowy partner został odtrącony dlatego, że choroba osoby niepełnosprawnej była genetyczna. Wyjaśnienie było mniej więcej takie "Ona teraz mówi, że jej nie przeszkadza, że nie możemy mieć dzieci, ale za 10 lat może zmienić zdanie".

- Wreszcie jest też druga strona medalu. Związek to zobowiązania wzajemne i wzajemna opieka. I tu pojawić się może taki problem, że ja z jednej strony (jako osoba niepełnosprawna) wiem, że potrzebuję/wymagam dużo ale jednocześnie mam wrażenie, że nieproporcjonalnie mało daję. Bo np. "Ty' masz się "mną" opiekować, ale gdyby coś stało się "Tobie" to wydaje mi się, że "ja" nie mogę tego odwzajemnić.

Gdyby te wszystkie elementy zebrać do kupy, to wychodziłoby mi mniej więcej coś takiego:
1) budować długofalowe zaufanie
2) poznać (na ile to możliwe) dość dobrze rzeczywiste skutki tej konkretnej niepełnosprawności, lęki i oceny z nią związane (na podstawie obserwacji, rozmów itd.)
3) stwarzać jak najbardziej różnorodne (w granicach przyzwoitości) sytuacje w których dwie osoby polegają na sobie nawzajem - żeby "sprawny" mógł się sprawdzić jako ktoś, kto rzeczywiście radzi sobie z cudzą niepełnosprawnością, a "niepełnosprawny" miał różne szanse świadomego "włożenia" czegoś w tę relację. Obejmuje to też to o czym mówiła Klarysa, czyli wprowadzanie się nawzajem w swoje "środowiska".

Problemem jest w tym wszystkim jej - jak piszesz - "silny charakter" połączony z nieufnością i skrytością. Być może wymaga to tego, żebyś - akurat w kwestii np. wspólnych spotkań - wykazywał jeszcze większą siłę charakteru. Taką z rodzaju "Idziesz, i już!" albo "Naprawdę bardzo chciałbym, żebyś ze mną poszła, bo..." (to wersja bardziej dyplomatyczna :-)). Tak naprawdę nie znam Dziewczyny, więc tylko zgaduję. Ale na podstawie własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że silna osobowość czasami jest pancerzem okrywającym lęk czy wątpliwość. W takiej sytuacji to, że ktoś mi "się stawia", zmienia plany żeby mnie "zmusić" do współpracy (oczywiście nie dosłownie i w granicach przyzwoitości - nie proponuję bycia nachalnym Gargamelem), w pewnym sensie udowadnia, że wątpliwość była nieuzasadniona i że mogę się "zgodzić".

Chociaż tu może jeszcze występować czynnik kłopotliwy - jeśli powiedziałeś jej że ją kochasz, a ona uważa, że nie powinno być żadnego związku "bo jest popsuta", może odpychać Cię i utrudniać spotkania zupełnie świadomie, np. po to, żeby łatwiej Ci było "odpuścić". Nie wiem czy tak jest, ale wydaje mi się to możliwe. Takie "poświęcenie na własne życzenie".

Oczywiście wszystko co napisałam może też być stekiem bzdur, który ma się nijak do Waszej sytuacji. :-)
Nadrzędny - Autor chromy Dodany 2011-06-30 16:14 Zmieniony 2011-06-30 16:25
Iota

>Niepełnosprawność potrafi robić z ludzi strasznych indywidualistów>


czy tylko? osoby Niepełnosprawne to indywidualiści ?

>W trakcie życia z nią ja - na przykład - wytworzyłam sobie bardzo różne mechanizmy radzenia sobie z trudnościami. W momencie wejścia w związek, mój partner musiałby przejąć część tych mechanizmów, bo moja niepełnosprawność odbijałaby się na nim.>


ok, użyję języka młodzieżowego, czy Twoi rodzice z góry zakładali, że urodzi im się dziecko Niepełnosprawne. Nie. Mieli  taką świadomość, bo w życiu nic nie jest na 100% pewnego. 
W Twoich wpisach kiedyś już znalazłem, że otoczenie, bliscy dużo dla Ciebie zrobili. A jeżeli zrobili, to znaczy, Twoja Niepełnosprawność odbijała się na ich życiu, a nie przestraszyli się tego. Ułożyli tak życie a towarzyszyła rodzicom miłość do bliźniego, miłość do dziecka.
Sytuacja zakochanego Surikatesa, jest o tyle silniejsza, gdyż z dobrej woli, a nie z rozkazu, nie z wynikłej sytuacji, obdarza miłością obcą mu osobę i chce z nią być i żyć. Sprawy seksu dochodzą w życiu partnerskim, ale to jest do wykonania, i to należy do osobistego rozmówienia partnerów, Surikates jest obok i z dziewczyną rok, to domniemam że rozważył w swojej głowie ten temat, temat dzieci.

Gdyby tak strachliwie,  wszyscy myśleli o związkach z Niepełnosprawnym, to nie mielibyśmy ani jednego małżeństwa wśród Niepełnosprawnych.

I założenie kolejne. Nikt nigdzie nie zapisał, co przyniesie czas. Zdrowi pobierają się, a choroba przychodzi w trakcie małżeństwa, i pokonują to wyzwanie.
Zdrowi również mają obawy, lęk przed wspólnym życiem, wykonaniem obowiązków partnerskich bądź małżeńskich, czy związek przetrwa latami, czy dadzą radę w naporze trudów,  czy nie dojdzie do zdrady, i innych sytuacji które zaważą na związku. W zdrowych silnych związkach małżeńskich  dochodzi do rozwodów.

Iota, masz piękny opis , wyciągnij z tego wnioski. Ta treść jest bardzo ważna dla każdego z ludzi w różnych sytuacjach

>Gdy Najwyższy zamyka drzwi, otwiera okno.>

Nadrzędny - Autor Iota Dodany 2011-06-30 17:44

> czy tylko? osoby Niepełnosprawne to indywidualiści ?


Nie, oczywiście. Ale ponieważ pytania dotyczyły tylko niepełnosprawności, nie zamierzałam pisać o wszystkich wariantach. Już i tak piszę epistoły.

> [...] Twoja Niepełnosprawność odbijała się na ich życiu, a nie przestraszyli się tego. Ułożyli tak życie a towarzyszyła rodzicom miłość do bliźniego, miłość do dziecka.


Zgadza się. Za co będę im zapewne dozgonnie wdzięczna. Bo wprawdzie uważam, że tak POWINNO ale widziałam też wystarczająco dużo skrzywień na tym tle (zarówno wśród osób „sprawnych” jak i „niepełnosprawnych”), żeby wiedzieć, że nie zawsze tak JEST. I że czasem mniej lub bardzie uzasadniony lęk z czegoś, gdzieś wynika.

> domniemam że rozważył w swojej głowie ten temat, temat dzieci.


Ponieważ nie wiem o czym autor z damą swojego serca rozmawiał a o czym nie, podrzucam mu różne hipotezy. Wybierze z tego co zechce. Nikt mu również nie broni uznać, że chrzanię farmazony. :-)

> Zdrowi również mają obawy, lęk przed wspólnym życiem, wykonaniem obowiązków partnerskich bądź małżeńskich, czy związek przetrwa latami, czy dadzą radę w naporze trudów,  czy nie dojdzie do zdrady, i innych sytuacji które zaważą na związku.


A napisałam w którymś miejscu, że jest inaczej? „Sprawni” mają inne kłopoty – których nie obejmuje etykietka dotycząca stanu zdrowia. Takie same, jak niektórzy „niepełnosprawni” Charakterologiczne, rodzinne, osobiste. Wynikiem tych kłopotów może być również rozpad związku. A także, np. lęk przed jego oficjalnym i ostatecznym zawarciem (to chyba było nawet w moim poście...). Albo dowolne inne aberracje na tym tle.
Nadrzędny - Autor bober Dodany 2011-07-01 19:21
Nie ma znaczenia on, zdrowy, niski, wysoki, gruby czy chudy - musi być ISKRA! To coś! Zdarza się, że ludzie do siebie nie pasują bez względu na niepełnosprawność, ale "ciągnie ich do siebie" i już!!! Nie warto zwracać uwagi na innych ludzi, zwyczaje i świat!!!
Nadrzędny - Autor rogal160 Dodany 2011-07-03 10:14
Och tak, banały.
Nadrzędny - Autor barbara33 Dodany 2011-07-03 10:33
prawda bober
Nadrzędny - Autor ulena Dodany 2011-07-03 12:52
Ten wpis ukazał się na conajmniej trzech forach, ciekawa jestem czy ktoś sobie jaj nie robi, bo teraz już się nie odzywa, tylko oczekuje na reakcje.
Nadrzędny Autor barbara33 Dodany 2011-07-03 13:12
wszystko możliwe
Nadrzędny - Autor bober Dodany 2011-07-05 19:49
Rogal! To nie banały, piszę co przeżyłam ja i moi przyjaciele - prawdziwi. Ktoś cię skrzywdził albo pokpiłeś sprawę. Trudno na forum pisać o faktach. Wiem też jedno - miłość nie jest jedna - jedyna. Jest pierwsza i następne - może to tylko zauroczenia ale zawsze jest to "coś"!
Nadrzędny - Autor rogal160 Dodany 2011-07-06 09:57
Jeśli Cię uraziłem to przepraszam.
Nadrzędny - Autor bober Dodany 2011-07-06 18:55
Nie było czym mnie urazić. Odniosłam tylko wrażenie, że wszystkie wpisy o uczuciach Cię drażnią.
Nadrzędny - Autor rogal160 Dodany 2011-07-06 20:36
Nie. Tylko te, gdzie do miłości podchodzi się z bezkrytyczną wiarą.
Nadrzędny - Autor dobrosia Dodany 2011-07-06 21:11
Wlasnie na tym polega milosc,na bezkrytyczniej wierze.Dopiero jak mija,opadaja klapki z oczu.
Pisze odnosnie ostatniego postu,nie czytalam poprzednich wpisow,wiec nie wiem,w czym problem.
Nadrzędny - Autor rogal160 Dodany 2011-07-06 22:45
I dlatego, że opadają warto od razu mieć dystans do wszystkiego.
Nadrzędny Autor kryształek Dodany 2011-07-07 10:07
Rogal ma rację. Zawsze trzeba włączyć myślenie.
Poprzedni wątek Następny wątek Wyżej Wątek ogólne / Kawiarenka / Historia miłosna (sorry - dość długie) (11787 - wyświetleń)

Powered by mwForum 2.16.0 © 1999--2008 Markus Wichitill