To zależy, ja znam osoboście różne przypadki, jedni sobie radzą nieźle inni nie radzą sobie z niczym, dlatego że każdy z nas jest inny, i sama choroba nie ma nic wspólnego z radzeniem sobie. Dlatego zgadzam się z tobą że nie ma czegoś takiego ze ten jest bardziej a ten mniej schorowany i dlaczego sobie nie radzi... Wszystko zależy do tego, jak przy danym schorzeniu człowiek sie czuje, i na ile ten stan pozwala mu funkcjonować w życiu codziennym jak i zawodowym. Jeżeli są leki które jakoś pomogają przetrwać złe samopoczucie czy ból, chociaż na tyle aby móc się podnieść, skupić, coś zdziałać, myśleć, w miarę przyzwoicie funkcjonować to człowiek potrafi sobie poradzić z wieloma problemami, ale gdy cały czas człowieka coś męczy na tyle że nie może przestać o tym myśleć, nie poradzi sobie z niczym, przynajmniej nie w tym momencie gdy akurat cierpi.
Likwidacji instytucji nie zauważyłam, wręcz przeciwnie, widzę że ich jest coraz więcej, lecz widzę także że jest coraz większy nacisk na to aby O.N. musieli koniecznie dorównać pozostałym, bo jak to możliwe że sobie nie poradzą
. Uważam że nie ma nic gorszego niż próbowanie na siłę człowieka mobilizować do zmian, nie chodzi tylko o O.N. ale o każdego człowieka, trzeba mieć na względzie jego możliwości. Oczywiście pomóc mu w rozwiązaniu jego sytuacji, aby mógł stać sie na tyle samodzielny na ile jest to możliwe, i nie mam na myśli dawania pieniędzy, sprzętów itd, ale pomoc w zdobyciu wyszktałcenia, pracy, innych rzeczy które pomogą mu w normalnym funkcjonowaniu. Niestety poza PFRON nie spotkałam się z pomocą na tyle fachową aby zmieniła sie moja sytuacja. Bo tylko słyszę "musi pani iść do pracy", "nie pomozemy pani w dopłatach do prądu", "umiarkowany stopień to nie orzeczenie" itd, a wystarczyłoby aby znalazły mi taką pracę w jakiej podołam. Wystarczyłoby takich jak ja zatrudnić w domu, choćby do wprowadzania danych, szukać takich pracodawców skoro ja sama nie potrafię znaleźć pomimo szukania i ogłaszania sie. Wtedy ja nie potrzebowałabym żadnych zasiłków, polepszyłoby się moje życie, i życie innych, ponieważ pracując miałabym środki z których od czasu do czasu wsparłabym jakiś NGO (jak dawniej to robiłam), lub prywatną osobę zbierającą na zabieg, i co ważne płaciłabym podatki, z których wypłacane są między innymi świadczenia dla innych osób. Ale cóż, organizacje pomagające, robią tzw zapchajdziury z funduszy unijnych, na pseudo szkolenia, szkolenia które nic nie dają, które pracodawcy mają w nosie, bo im zależy tylko i wyłącznie na tym aby mieć pracownika z orzeczeniem ale zdrowego, właśnie tylko na takie oferty trafiam i niestety nie tylko ja. I niestety tak to u nas wygląda, NGO, MOPS itp patrzą jak nałapać na szkolenia by zagrnąć wynagrodznie za każdą złapaną osóbkę ale że potem tylko 1-2% z tych osób ma pracę to jest sukces, i to pracę na góra pół roku. Tak wyglądają wyniki ewalucaji, niestety taka jest rzeczywistość jezeli chodzi o szkolenia i zatrudnienie osób z grup ryzyka wykluczenia społecznego, niezależnie kim oni są. Smutne ale prawdziwe.