Po przeczytaniu waszych postów nie potrafię powstrzymać radości na twarzy
I mam na myśli szczerą radość z tego że tak szybko pojawiają się osoby z którymi rozumiem i czuję to samo. Ja zawsze byłem bardzo zawzięty w tym "podnoszeniu" się po amputacji jednak wiem co to znaczy obskurna, nie przypominająca bynajmniej nogi ani niczego podobnego proteza. Kiedy zakładałem na protezę próbną długie spodnie i nogawka spodni owijała mi się kilkukrotnie wokół nieosłoniętej niczym rury w protezie, kiedy dochodziły do tego wszechobecne spojrzenia ludzi - czułem się gorzej aniżeli bez tej protezy. Zastanawiałem się wtedy dlaczego tak jest że osoby które dopiero co przeszły amputację, jest to prawdopodobnie ich największy życiowy kompleks na tą chwilę i ani myslą się z tym afiszować, pragną jedynie normalności i powrotu do chodzenia o dwóch nogach - muszą być skazane na coś takiego do momentu kiedy nie uformuje się kikut i nie bedzie można wykonać protezy ostatecznej. Ja zacząłem sobie z tym radzić w ten sposób że owijałem tą rurę gąbką a następnie samą gąbkę formowałem nawiniętym na nią bandarzem elastycznym. Efekt był przeciętny ale przynajmniej to co zarysowywało się pod nogawką - choćby grubością bardziej już przypominało nogę aniżeli kawałek rury
Takie były pierwsze miesiące. Moim wielkim szczęściem w tamtym czasie było spotkać na swojej drodze kilka osób dzięki którym stałem się właścicielem ostatecznej protezy z lejem pełnokontaktowym (czyli idealnie przylegającym wszędzie do skóry kikuta) i mocno zużytego ale jednak kolana firmy otto bock. To było kolano 3R15 w którym tak naprawdę działał już tylko wyprost powodowany dwiema sprężynami. Co by o zużyciu tego kolana nie pisać - było o niebo lepsze od tego co nosiłem wcześniej - czyli kolano szkoleniowe z zamkiem. To było coś pięknego ! Dopiero wtedy czułem że posuwam się z nauką chodzenia naprzód. Że proteza zdolna jest do dużo większej aktywnosci aniżeli byłem w danej chwili w stanie z siebie wykrzesać. W protezie próbnej czułem zupełnie na odwrót
Wtedy zacząłem dopiero szaleć ! Technicy którym zawdzieczałem powstanie tej protezy - bracia Kałużni z Gdańska - nie nadążali za moimi postępami w nauce chodzenia, jeżdżenia na rowerze a nawet podbiegania
Byłem tak bardzo spragniony tej sprawności że poświęcałem wszelakiemu wysiłkowi fizycznemu całe dnie ! To była pewnego rodzaju rekompensata za pierwsze miesiące przesiedziane w większości w czterech ścianach mojej kawalerki (ja, myśli i dla odmiany telewizor). Ale wysiłek fizyczny po amputacji się bardzo opłaca ! Bardzo łatwo mozna sobie uzmysłowić ilu mięśni potrzebujemy w zdrowej nodze aby normalnie funkcjonować. O ile mniej zostaje nam ich po amputacji ? Im wyższa amputacja tym mniej mięśni pozostaje. A mimo to chcemy przy zastosowaniu protezy poruszać się jak dawniej. I tutaj jest własnie miejsce i czas na trening. Niezależnie od tego czy lubimy sport, czy wykonywaliśmy kiedykolwiek jakieś ćwiczenia czy też nie. Musimy na tyle wzmocnić ta garstkę mieśni która nam pozostała - aby swoja siłą przejęła pracę wszystkich utraconych mięśni. Ja byłem młody, szalony i niewyżyty wiec przyszło mi to dosyć łatwo i naturalnie. To była czysta przyjemność dawać z siebie coraz więcej ale i otrzymywać w zamian coraz wiekszą sprawność , coraz większą łatwość robienia w protezie wszystkiego tego co dawniej, o dwóch nogach. Przyszło lato. Wszyscy wskoczyli w krótkie spodenki , a ja ? Ja też
Trochę zaryzykowałem. Nie byłem pewien reakcji ludzi , nie wiedziałem jak bedę sobie radził z ich spojrzeniami ale mimo to postanowiłem spróbować. Moja proteza była przeciętna ale co tam. Na dodatek z pomocą po raz kolejny przyszli mi wówczas bracia Kałużni z Gdańska i wykonali mi piękny , żółty lej. Wtedy to już nie miałem żadnych watpliwości czy chcę zakładać krótkie spodenki i czuć się jak moi rówiesnicy. Sam siebie przekonywałem że jeśli ktoś natretnie mi sie przygląda to nie ja mam wówczas problem z mentalnością i akceptacją i bynajmniej nie ja powinienem się krepować w takich chwilach
Reagowałem usmiechem i podobnie przenikliwym spojrzeniem - to skutkowało rewelacynie. Albo pozbywałem się gapiów albo otrzymywałem usmiech w zamian
Takie były moje początki. Całkiem miło je dzisiaj wspominam. W mojej głowie działo sie wówczas tyle ile pewnie nie wydarzy się przez resztę mojego życia ale warto jest powalczyć o tą normalność, choćby z samym soba !