Dzień nam się skończył, świata wrzawę
otula z wolna czarna cisza...
A ja wypijam trzecią kawę
samotnie, chociaż towarzysza
za oknem mam. Po niebie płynie
srebrny rogalik; ściga chmury
i na niebiańskiej swej ścieżynie
lustruje wszystko: stożek góry,
jeziora ton, płaszczyznę lasu...
Globusik jego bardzo wścibski
znajduje także chwilkę czasu,
by dziś obejrzeć z bliska wszystkich.
Inwigilację przeprowadza
i widzi: tamten w noc się dręczy,
ów pije, inny żonę zdradza,
a czwarty nad księgami ślęczy
Więc kiwa łepetyną srebrną
nad tymi co się w łoże kładą...
On wie – nim świt, nim gwiazdy zbledną,
samotnym żal, a dwojgu radość...
Dla niego coś, gdy brzask nastaje,
to wtedy znak, ze trzeba rzucić
nocne pejzaże, ludzi, kraje...
Lecz kocha – patrzeć. Jutro wróci.