> A dlaczego nie tolerancja?
Dla mnie to słowo to akurat większy problem. Przede wszystkim słowo tolerancja, pojawia się w bardzo różnych kontekstach (tolerancja religijna, tolerancja dla związków homoseksualnych, tolerancja dla niepełnosprawnych, itd.) W każdym z tych przypadków ono właściwie znaczy coś innego (czego innego wymaga się of "tolerującego"), a jego użycie sprawia wrażenie, że chodzi o to samo.
Po drugie, myślę, że ludzie mogą mnie zupełnie uczciwie "nie tolerować" - mają prawo np, czuć się niezręcznie w moim towarzystwie nawet ze względu na moją niepełnosprawność (a tym bardziej ze względu na inne cechy - mogę mieć po prostu okropny charakter, jak na ich gust). Mają też prawo np. uważać, że w związku ze swoją niepełnosprawnością zachowuję się w sposób jakoś niewłaściwy i mają prawo mi to powiedzieć. W tej sytuacji życzyłabym sobie raczej szacunku, który pozwala:
a) "Rozejść się" w dobrej atmosferze, jeśli jest jasne że nie potrafimy współpracować z powodu, który się nie zmieni,
b) Wyrażać opnie o drugim człowieku w taki sposób, że jest jak najbardziej (jak tylko się umie przekazać) jasne że życzy się mu dobrze (nawet jeśli ma się coś przykrego do powiedzenia).
c) Takie opinie w dobrej wierze przyjmować.
Tolerancja natomiast kojarzy mi się z szerokim plastikowym uśmiechem ("o, jak miło cię widzieć...") który może przykrywać (nie musi), wszystko: od niewypowiedzianego lęku, przez urazę i chęć wystosowania ostrzeżenia czy uwagi po obojętność. Stosowanym częściowo po to, żeby się publicznie "nie kłócić" (czytaj, nie wchodzić sobie nawzajem w życie). A mnie się wydaje, że czasem lepiej się "kłócić" tyle, że w dobrej woli (choć to dla obu stron trudniejsze).