Już tłumaczę o co chodzi: w dniu wczorajszym pojechałąm się zapisać na wizytę u neurochirurga w Instytucie Psychiatrii i Neurologii przy Sobieskiego w Warszawie, ok. pani spytała czy pierwszy raz, no tak pierwszy, podałam skierowania i wyjęłam karteczkę z nazwiskami dwóch lekarzy, pani najpierw szukała pieczołowicie odległego terminu ale na moje słowa że polecono mi następujących lekarzy połowę kartek cofnęła i znalazła termin na 28 lutego (no cóż mam szczęście) ale powiedziała że mam przynieść ze sobą aktualną morfologię i rmi (rezonans), no dobra rmi to sobie załatwię ale morfologia. Poszłam do przychodni która jest mi przynależna i mówię że chcę do internisty i tłumaczę o zgrozo... brak numerków i pada informacja proszę iść do gabinetu może lekarz panią przyjmie, no koniec świata chodzę głównie do specjalistów, nie choruję na grypki i takie tam a jak coś mi potrzeba to kolejka do lekarza pierwszego kontaktu na pół roku do przodu, no dobra poszłam do tego gabinetu a pani doktór podstęplowała skierowanie na morfologię i powiedział: pani sama resztę wypełni, dzisiaj radośnie poleciałam na pobranie krwi ale o zgrozo dowiedziałam się że w celu wykonania badań laboratoryjnych trzeba się zapisać na termin, spytałam o termin: "najbliższy to 27.02.2013 ja mówię że potrzebne mi wyniki do szpitala, a ona na to : to niech w szpiatalu zrobią badania i będą mięli wyniki, ja na to proszę to na piśmie żebym mogła pokazać w szpitalu, zmiękła małpa i przyjęła mnie poza kolejnością, ale mam pytanie bo od początku roku podobno wszędzie są zapisy na badania, czy to prawda ?