Witam Wszystkich
Spróbuję się streścić, postaram się więc pominąć nieistotne szczegóły.
Do tej pory miałam kilkuletnie orzeczenie o umiarkowanym stopniu, pierwsze w życiu, wyrobione w wieku dwudziestu kilku lat. Było ono wydane z kilkoma przyczynami niepełnosrpawności, jedna z nich była podstawą jako niepełnosrpawność powstała w dziecinstwie (ale w tym całym okresie nie starałam się jeszcze o zadne stoipien), druga powstała już po ukończeniu 21 r. życia. Jak wiadomo to ustalenie jest kluczowe z pktu widzenia prawa do zasiłku pielęgnacyjnego, który to zasiłek był dla mnie przynajmniej częściowym wsparciem w zakupie leków. Niedawno skończył mi się termin orzeczenia, wystąpiłam o kontynuację, i na komisji ze specjalności, która uprzednio była tą podstawą orzecznik (lekarz specjalista z tej dziedziny) zakwestionował to ustalenie (wydane przez innego rzecznika, ale tego samego zespołu). Wskazałam na to, że posiadam długą historię medyczną leczenia tej choroby, wszystkie ksera były dołączane za pierwszym razem, do nowego wniosku tak jak wymagają tylko za okres od poprzedniego orzeczenia, więc nie wiem czy oni to w ogóle sprawdzają, czy mają oddzielne teczki. Niestety orzecznik nie spojrzał nawet w zapisy w karcie choroby, z załączonej przeze mnie dokumentacji czytał tylko zaswiadczenie lekarza specjalisty z tej samej dziedziny + aktualne wyniki badań - ale na tej podstawie ustala się przeciez jedynie stan obecny. Ustalenie, że nie da się ustalić daty powstania niepełnosprawności zajęło jakieś 30 sekund z całej trwającej niecałe 8 moze 10 minut komisji. Orzecznik po prostu tak sobie powiedział pod nosem zakreślając i na nic było moje zwrócenie uwagi na dokumentację, w której są wyrażne daty od pierwszej po następne wieloletnie wizyty, przecznik czytał też poprzednie orzeczenie. Byłam wtedy w kiepskiej formie fizycznej i zestresowana, więc nie udalo mi się nic więcej dodać, zresztą przez całe badanie orzecznik dość szybko ucinał jakiekolwiek proby dodania przeze mnie czegoś, wyjaśnienia (co u orzecznika innej specjalnosci tego samego zespołu tydzien pozniej mi sie nie zdarzyło).
Jeśli taki zapis znajdzie się w orzeczeniu to będę pozbawiona prawa do zasiłku, który jest mi potrzebny na leki. Wiem, że można się odwoływać do wojewodzkiej, potem sądu, ale wszyscy wiemy ile to trwa, w sądzie moze utknąć na lata a ja wtedy nie będę miec nawet poswiadczenia swojej niepełnosprawnosci. Ponadto wojewódzka komisja jest usytyuowana w oddalonym o spory jak dla mnie kawałek mieście, więc ponowna komisja to byłaby kwestia kilku wypraw pkp (nie wiem nawet czy wowczas zwracają koszty przejazdu), jesli znów kazdy specjalista wyznacozny byłby na inny dzień tak jak to było w komisji powiatowej. Chcialabym więc tego w miarę mozliwosci uniknąć, tym bardziej że najprawdopodobniej będzie chodzić tylko o ten jeden zapis, co do reszty chyba nie miałabym zastrzezeń (chyba ze w dokumenty wpisali znów coś innego niż mówili). Zastanawiam się tylko czy cokolwiek mogę jeszcze zrobić.
Obecnie jestem po badaniach u wszystkich specjalnosci i w najblizszych dniach ma byc wydane orzeczenie. Planuję przejrzec jeszcze na miejscu sporządzoną przez wszystkich orzeczników dokumentację, ale co do zapisów tej kluczowej dla mnie specjalnosci jestem niemal pewna. Zastanawiam się, czy mogę jeszcze przed wydaniem tego orzeczenia porozmawiać z Przewodniczącym Zespołu nt sposoby przeprowadzenia tego badania i złożyć skargę na pismie na tego orzecznika, ale nie wiem czy to może coś dać. Chyba i tak nic nie tracę, a czytając i słysząc o ostatnich walkach ludzi z orzecznictwem w zespołach nie mam złudzeń i jestem nastawiona właściwie na najgorsze...
Aha, oprócz zakwestionowania ustaleń daty z tamtego orzeczenia orzecznik zaznaczył też rokowanie niepewne, podczas gdy na zaswiadczneiuod lekarza jest złe, choroba postępująca i nie ma mozliwosci wyleczenia, nic sie nie moze poprawic, ale orzecznik stwierdził, że jednak może. Rozumiem gdyby to był ZUS, ale to tylko powiatowy zespół.
Co do samej organizacji w tym zespole (jak podejrzewam jest i w całej Polsce niestety) też można by mieć sporo zastrzeżen, zawiadamianie o terminach badań w terminie krotszym niż 7 dni, brak informacji (na większość pytań kiedy i jak słyszy się magiczną odpowiedz "nie wiadomo" albo "trzeba pytać", sprawia to wrazenie chaosu, a przeciez oni organizują sobie jakoś pracę i chyba mają np. jakis harmonogram badań przez poszczegolnych lekarzy specjalistów? Już nie wspominając o DEZINFORMACJI, czyli udzielaniu informacji niezgodnych do końca z przepisami. Przez to wszystko cięzko bronić swoich praw, wszystkiego trzeba się dowiadywać z innych żródeł.
Nie chcę więc tego tak zostawiać, choc już naprawdę nie mam siły...
Bardzo byłabym wdzięczna za porady. Może ktoś miał podobną sprawę i udało mu się ją z powodzeniem rozwiązać?
Jeśli nikt nie zacznie zwracać na to uwagi to będzie przeciez tylko gorzej.
Zdrówka i sił do walk z orzecznictwem i o zdrowie Wszystkim!
Kasia