Witam, przeglądam forum o wczoraj, ale nie udało mi się znaleźć informacji, jak powinno wyglądać takie badanie. Odwołuję się od decyzji rentowej. Wczoraj miałam badanie przez pięciu biegłych sądowych. Tylko jeden z nich wiedział, co jest w mojej dokumentacji. Dwóch czytało ją pobieżnie przy mnie. Jeden nawet nie otworzył akt, a kluczowej karty informacyjnej zażądał ode mnie, twierdząc, że nie będzie się "przez to przekopywał". Był niemiły, zwróciłam mu uwagę, usłyszałam, że jak mam z tym problem, to "trzeba było odwołania nie składać".
Dwa badania odbyły się w jednym małym pokoju - jednocześnie trzech biegłych i trzy osoby, które musiały słuchać informacji o sobie nawzajem! Za małym parawanem, metr ode mnie kazano się rozbierać do majtek innemu pacjentowi. Miałam ochotę uciec, łzy cisnęły mi się do oczu, ze wstydu i upokorzenia.
Kazano odpowiadać na pytania, strofowano, gdy chciałam coś dodać. Biegły chirurg onkolog pytał tylko o dolegliwości związane z samą operacją. Powikłania po chemii i naświetlaniach nie interesowały go.
Proszę o informację, czy biegli powinni być przygotowani do badania? Czy nie obowiązuje ich poszanowanie praw pacjenta, chociażby do dyskrecji, a nie prowadzenie wywiadu przy osobach postronnych?
Jak długo czeka się na rozprawę po badaniu? Czy każda opinia traktowana jest osobno czy ktoś potem zbiera całość "do kupy"? Czy liczone jest to przewagą głosów cz też wszyscy muszą być jednomyślni? Jeśli np. czterech orzeknie częściową niezdolność, a jeden całkowitą, to co jest decydujące? A jeśli pięciu orzeka np. częściową niezdolność ze swojej specjalności, to jakie znaczenie ma fakt, że dotyczy to jednej osoby?
Będę wdzięczna za wszelkie informacje.