> ale gdzieś jest człowiek... Jeśli organizacja pomocowa... to dla kogo? Można by porównać do pogotowia (obojętnie jakiego), przyjeżdża ... eeee... pacjent mi się nie podoba..., ogień za wielki... woda za wysoka... niech sami sobie radzą!
>Jeśli coś chce się robić, to trzeba włączyć rozum i postawić się przez chwilę po drugiej stronie. Ktoś proszący o pomoc, potrzebuje jej!
Pewnie narobię sobie przykrości wtrącając się między wódkę a zakąskę, ale...
Porównanie organizacji pomocowych do pogotowia nie do końca jest chyba słuszne. Sama mam związki z pewnym stowarzyszeniem, chociaż NIE pomocowym i nie ma ono nic wspólnego z ON [nie, nie podam jakie – powód na dole posta]. Siedząc w środku widzę, że to czasem bywa robota na zasadzie „tak krawiec kraje, jak materii staje.” Do wszystkiego potrzebni są ludzie, środki i czas. Czasem tych ludzi i środków jest tak mało, że nawet na „walczenie” (jak w przypadku karetki jeżdżącej po szpitalach) nie wystarczy. Albo na jeżdżenie by wystarczyło, ale jak będziemy jeździć z Nowakiem to wiemy z góry, że nie dojedziemy tą karetką do Kowalskiego, który właśnie ma „prosty” zawał. Któremu pomóc?
Oczywiście moim współpracownikom jest o tyle łatwiej, że z powodu nie zrealizowania jakiegoś zadania nie ucierpi niczyje życie. Ale organizacje pomocowe (te dobrze prowadzone) mają przecież ten sam problem.
Można to sobie łatwo wyobrazić, jeśli założy się, że ma się:
- możliwość wynajęcia jednego specjalisty na 8 godzin
- poświęcenia 20 godzin osobiście na jakiś cel
- wydania na ten cel 5000 złotych
I należy wybrać (uczciwie, w zgodzie z sumieniem i ze świadomością, że jest się „pogotowiem”), jaki problem za to rozwiązać i czemu akurat TEN. Nawiązując do fragmentu Ewangelii który czyta się dzisiaj w kościołach katolickich – Jezusem żaden pracownik and wolontariusz organizacji nie jest i sam nie dokona cudownego rozmnożenia chleba.
Oczywiście są też (prawdopodobnie – osobiście nie znam, a na Sądzie Ostatecznym nie chcę się tłumaczyć z pomawiania), organizacje które działają źle. Ale osobiście i prywatnie bardzo by mnie cieszyło, gdybyśmy nie wieszali psów na wszystkich społecznikach jak leci, bo się wtedy ludziom odechciewa pomagać (i nie ma kto jeździć w tym „charytatywnym pogotowiu”, bo skoro to wszystko ściema, to tylko frajer się angażuje). Oczywiście to bardzo trudne jak się akurat jest samemu poszkodowanym...
PS. Jeśli podrzucisz mi na PW informację o mieście zamieszkania i kwalifikacjach osoby poszukującej pracy, mogę „po godzinach” popatrzeć, czy coś wiem o jakichś możliwościach pracy. Niczego nie obiecuję oczywiście...
[Dla ciekawskich: powód jest taki, że gdybym podała z kim współpracuję, w pięć minut można by było ustalić jak mam na nazwisko i imię, ile lat, gdzie mieszkam, co dokładnie robię i jak wysłać maila na co najmniej trzy moje adresy. A uważam, że skoro już jestem na forum pod pseudonimem to mam dokładnie takie samo prawo do zachowania prywatności co wszyscy. Tak na wszelki wypadek.]