REA,
Bardzo krótko: A ja chcę żywego jednorożca na biegunach i +20 stopni w cieniu.
Dłużej (dla bardzo zainteresowanych – dużo linków w treści):
Uważam, że najczęściej nie powinniśmy sobie sami przyznawać prawa do korzystania za darmo z cudzej pracy. Ludzie (w tym ja) mają taką brzydką skłonność do bycia egoistami i racjonalizowania swojego chcenia (znajdowania logicznie brzmiących powodów swojego egoizmu) oraz niedoceniania cudzej pracy (skoro nie ja to zrobiłem, to na pewno było proste). Dlatego jeśli ktoś mi mówi, że on ma prawo zaspokajać swój apetyt za darmo to ja mu nie wierzę, jeśli przy okazji nie nakłada na siebie jakiegoś obowiązku. Bo podejrzewam go o to, że właśnie „myśli żołądkiem”.
Z drugiej strony kultura jest dobrem wspólnym. Wprawdzie nie najważniejszym, ale istotnym. Dlatego popieram np. otwarte licencje autorskie
Creative Commons i sama ich czasem używam. Popieram takie inicjatywy jak serwis muzyczny
Jamendo, wykłady naukowe dostępnie w sieci, itd. Kluczowe jest tu jednak, że to Twórca decyduje o wypuszczeniu kultury „wolnej”. Decyzję podejmuje ten, kto się napracował. Jego prawo i szacunek mu za to.
Oczywiście wśród tej wolnej kultury jest też sporo śmieci (ideowych i jakościowych). Ale perełki też bywają. Ja mam duży sentyment do umieszczanej na Jamendo muzyki instrumentalnej. W radiu mi nie puszczą (może poza "Sjestą" w Trójce) czegoś takiego:
http://www.jamendo.com/pl/album/92133Ewentualnie mogą istnieć rozwiązania pozwalające za twórczość płacić nie-wprost (stąd np. pełne
audycje Polskiego Radia są legalnie dostępne w sieci - jako realizacja misji mediów publicznych, podobnie
programy TVP).
W ograniczonym stopniu ma sens także prawo do dzielenia się kulturą (stąd prawo do pożyczania sobie nawzajem egzemplarza książki, wypożyczania filmów z medioteki itd.) Tyle, że ono celowo jest ograniczane, żeby utrudnić jego nadużywanie.
Widzę potencjał do tego, żeby prawa autorskie zmieniać i liberalizować, bardzo mi się podobają niektóre (nie wszystkie) pomysły
Jarosława Lipszyca (na przykład) i jestem pełna szacunku dla ruchu legalnych
Wolnych Lektur oraz
Wolnych Podręczników. Ale uważam, że to się musi odbywać w ramach prawa. To że sobie Kowalski z Nowakiem przy piwku wykoncypują, nie wysilając się, że konieczność płacenia za najnowszy film akcji narusza ich prawa konstytucyjne mnie nie przekonuje. Bo niestety jestem okropna i podejrzewam ich o to, że myślą żołądkiem - mogą technicznie mieć za darmo to chcą, ale sami by się nie zgodzili tak pracować. Czyli oczekują że rachunek za tę ich kulturę zapłaci ktoś inny, jakiś frajer który na film pójdzie do kina, książkę kupi itd.
Ostatni argument czyli taki, że dzięki sieci można coś wypróbować nie płacąc ma pewien sens ale też uważam go w sumie za racjonalizację myślenia żołądkiem. Chcemy wszystko teraz, natychmiast i w najwyższej jakości, nawet jeśli moglibyśmy poczekać i mieć to legalnie trochę później (na przykład). Podejrzewamy, że film będzie szmirą ale zamiast poczekać (na recenzję, na jego wyjście na DVD itd.) albo sobie odpuścić, chcemy i tak mieć – zaspokoić „kulturalny żołądek”, bez żadnych zobowiązań. A potem mówimy, że to szmira była. Ale żeśmy całość obejrzeli...
No i jest jeszcze taki drobiazg – jeśli sama dla siebie jesteś jedyną instancją odwoławczą to nie ma żadnej gwarancji, że twórców oceniasz uczciwie – że naprawdę dajesz im te pieniądze wtedy, kiedy na to zasługują.
Problem ludzi biednych i wykluczonych jest znacznie poważniejszy i wymaga znacznie więcej roboty. Ci najbiedniejsi nie mogą sobie, jak sądzę w ogóle pozwolić na ściągane filmy... bo nie mają takiego dostępu do sieci i odpowiedniego sprzętu. A ci co mają taki dostęp, że mogą... nie są aż tak biedni (piszę to zupełnie serio).
PS. "wyświetliło jak chciało" - zawsze wyświetla według schematu., Wyjaśnienia
tutaj i
tutaj.