REA masz racje, zdaje sobie z tego sprawę doskonale ale i tak się panicznie boję, strach ma wielkie oczy a tem i zębole
. Pewnie i głupia jestem, ale wolę poczekać i nie zapomnę po ew wygranej, nie zapomnę bo tego tak zostawić nie można.
W moim przypdaku to nie brak "kompetencji" pani konsultant, ale pisanie nieprawdy
- odnoście sposobu badania (ilości powtarzania badnia aby ocenić różnice w trakcie wizyty u niej),
- zaniżenie 4-krotnie dawek leku aby wyszły małe dawki - czyli mały problem zdrowotny, wg niej zredukowany (biorę dawki przekraczające dopuszczalne normy aby w ogóle działało choć trochę, pytała mnie o dawki a wpisała co innego, jeżeli nie wierzyła to mogła sprawdzic w karcie z poradni spec ale po co),
- wymyślanie zupełnie innych dat niż na wynikach (mając przed sobą oryginały), tak aby wyszła rzekoma poprawa stanu zdrowia, to nie są pomyłki czy niedopatrzenie, to celowe działanie aby ktoś kto czyta potem tą opinię zadecydował tak a nie inaczej.
- wpisywanie tylko fargmentów wyników badań (tych lepszych, gorsze w ogóle pominięto)
Najzabawniejsze że wszystko było w aktach a główny orzecznik nic nie sprawdził tylko podpisał sie pod tym wszystko parafując i pieczętując, starczyło spojrzeć a nic się nie zgadzało w wyniakch badań
Wszelkie "błędy" pani konsultant opisałam bardzo szczgólowo w piśnie do Sądu, dołączając dowody w postaci wyników badań i wydębionej opinii z akt ZUS. ZUS to czytał, nawet nie odpisali nic na to, co mnie bardzo zdziwiło ale czy pani konsultant dostała po tyłku tego nie wiem i nigdy się nie dowiem. Sąd to czytał, czy coś z tym zrobi, nie wiem, wątpię. Na pewno napiszę skargę ale po zkończonym postępowaniu sądowym. Żałuję że nie dorwałam sie do akt po orzeczniku, zanim poszło to na komisję, wtedy bez wahania bym napisała skargę i jeszcze machnęła im tym przed twarzą na komisji, ale nie zajrzałam bo rzekomo akta nie dotarły. Bdura, ale co zrobić, za późno
Na obecną chwilę profesorowie którzy mnie leczą od problemów kardio, wiedzą jaka to pani kardiolog i co powymyślała pisząc opinię.