Autor bluengel
Dodany 2013-03-28 10:47
Zmieniony 2013-03-28 11:08
sychydry - przeczytaj jeszcze raz uważniej mój post...
Też jestem po wypadku, też po OBUSTRONNEJ amputacji podudzi - tylko mam nieco więcej doświadczenia w tym temacie, więc może spróbuj coś z tego wyciągnąć optymistycznego dla siebie...?
Masz dwa wyjścia:
1) albo będziesz dalej tracił czas i energię na opisywanie codzienności 80% ludzi niepełnosprawnych w tym kraju i biadolenie
2) albo w końcu spróbujesz STANĄĆ NA NOGI i zrobić wszystko, aby nie liczyć na łaskę ZUSu czy innego MOPSu.
Oczywiście, wypowiadam się na podstawie wyłącznie tego, co napisałeś - więc się nie obruszaj. Ale takżr na podstawie wielu podobnych przypadków, które w życiu jednak już przerobiłam, ze swoim włącznie.
O zmianę stopnia orzeczenia po prostu się staraj - nikt Ci nie broni, a nuż się uda. Ale nawet jeśli się uda, miej świadomość, że - wg mnie - dostaniesz ewentualny znaczny znowu na krótki określony czas (obstawiam max 2 lata). A to (z punktu widzenia orzeczników a ja się z tym akurat zgadzam) po to, abyś w tym okresie mógł doprowadzić się do stanu "używalności", który pomoże Ci wrócić do możliwie normalnego życia. Takie myślenie wynika z FAKTÓW i odniesień do innych, podobnych przypadków ludzkich, więc jednak trochę jest uzasadnione.
Jeżeli stan fizyczny Twoich kończyn obecnie nie pozwala na zaprotezowanie - jest to argument dla komisji, ale przedstaw go w opinii lekarskiej, od swojego ortopedy, chirurga, naczyniowca. Niech napiszą, jakie jest wdrożone leczenie, jakie są rokowania itd. .
Praktycznie:
- nie rozumiem stwierdzenia, że od 4 lat posiadasz tylko protezy tymczasowr... NIE DA SIĘ NA CZYMŚ TAKIM DOBRZE CHODZIĆ, więc chyba coś zaniedbałeś. Nie starałeś się po zagojeniu ran o protezy właściwe? Nie chcesz się starać? Co na ten temat wiesz?
- zakażenia zdarzają się w naszych przypadkach, wiele trudnych innych dolegliwości też, ale przy dobrze dobranych protezach oraz właściwej higienie (co wcale nie jest takie znowu wymagające) można WSZYSTKO. Nie ma żadnych przeciwskazań, abyś ze swojej obecnej pozycji prowadził firmę, pracował dla innych, zarabiał
- ja uczyłam się w życiu chodzić na protezach kilka razy, ponieważ musiałam mieć reoperowane kikuty, skracane itd.; za każdym razem nowe protezy, nauka od początku, pionizowanie się, pierwsze kroki. Bywało baaaardzo różnie, mozolnie, trudno. Ale jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, aby zostać w wózku - po co???????????? Owszem, od kilku la mam nawet własny wózek aktywny, ale służy mi wyłącznie od wielkiego dzwonu: na dłuższą wycieczkę, wyjazd zagraniczny, do uprawiania sportu, na większe zakupy. Bardzo go lubię, ale na co dzień daję radę inaczej.
Może być tak, że za czas jakiś na ten wózek się będę musiała przesiąść w większym wymiarze, ale to z racji innych obciążeń i na pewno nie wepchnę się na niego sama...
Ty na wózek obecnie skazany nie jesteś - no, chyba że chcesz, jest Ci wygodniej itd. Twój wybór. Ale czy podjąłeś próby, aby jednak to życie i sobie i swoim bliskim ułatwić, stając na nogach...? Gdzie próbowałeś zrobić protezy? Kto uczy Cię chodzić? W czym tkwi największy problem techniczny?
Nie porównuj chorób i niepełnosprawności - to zawsze wychodzi marnie i niesmacznie.
Bo ja, na przykład, uważam, że prościej jest chodzić na dwóch protezach podudzi niż jednej udowej - przyjrzyj się walce ludzi bez kolana, z wyłuszczeniem w stawie biodrowym; ich protezom, kosztom i utykaniu i konsekwencjom z tym związanym. Ale i tak nie da się tego ujednolicić - co człowiek to oddzielny temat.
Rehabilitację, która jest Tobie potrzebna możesz sobie zorganizować doskonale w swoim pokoju, we własnym zakresie - po prostu ćwicz, ćwicz, ćwicz. Jest ogromna szansa, że będziesz w dużym stopniu samodzielnie chodził, nawet biegał, jeździł samochodem, rowerem, sam robił zakupy i załatwiał milion spraw. Chłopie, słusznie myślisz o schorowanych rodzicach - ale jedynym lekarstwem na to jest nie opiekunka z MOPS, lecz TWOJA SAMODZIELNOŚĆ.
Sorry, ale muszę się opierać na własnym przykładzie: chodząc na dwóch protezach to ja teraz utrzymuję i opiekuję się także schorowaną matką, wcześniej umierającym ojcem, dziś dwojgiem dorosłego rodzeństwa, też z problemami. O innych sprawach nie wspomnę. Tylko że nie robię z tego nieszczęścią, bo teraz moja kolej - za ich wcześniejszą pomoc dla mnie i wszystko, co zrobili, abym nie była inwalidką-pierdołą, ale niezależną, samodzielną, odpowiedzialną osobą. Uważam, że zrobili dobrą robotę, więc - skoro mam na to siły - mogę teraz coś zrobić dla nich. I dobrze.
Kurczę, a co będzie, jeśli nie dostaniesz jednak tego znacznego? I szlag trafi Twoje wyliczanki dotyczące osobnego pokoju, dodatku mieszkaniowego itp bonusów???? Powrót do rzeczywistości.
Z troski o rodziców zadbaj o siebie, ale raczej zamawiając protezy i szukając roboty, hobby, pasji. Rencina niech się załatwia sama, swoim trybem - ty zajmij się tym, na co masz wpływ, bo od tego zależy, gdzie będziesz za parę lat...
Nie dywaguj, kto ma jaką grupę itd., bo to właśnie czyni z Ciebie wkurzonego staruszka i nie ułatwia powrotu do żywych.
W razie potrzeby służę.