Dalej było tak:
wysiadłem z autobusu i nadal obserwowałem co robią kontrolerzy. Ponieważ nieustępliwie trwali przy wysokiej karze pieniężnej, zażądałem wezwania ich przełożonych, wtedy dowiedziałem się, że stojący kilka metrów dalej facet to ich przełożony. Podszedłem do niego i spytałem czy jest z ZTM. W pierwszej chwili zaprzeczył ale później potwierdził to i powiedział, że obserwuje pracę kontrolerów i, jak do tej chwili, nie ma zastrzeżeń. Zwróciłem mu uwagę, że to wstyd dla naszego kraju, żeby o taki drobiazg robić tyle zamieszania. Przytoczyłem im scenę z filmu "Miś" jak na lotnisku w Londynie jest rozrywany paszport z komentarzem "to tylko papier" i porównałem to do tej legitymacji a oni tkwią jeszcze w tamtym systemie i są tak samo śmieszni.
Okazalo się też, że turyści są obywatelami Niemiec i przyjechali na weekend zwiedzić Warszawę. Do "dyskusji" włączyła się pani, która nawymyślała wszystkim trzem panom z ZTM.
Spisałem numery służbowe kontrolerów i poinformowałem, że jeśli nie odstąpią od ukarania turystów to ja jutro opiszę całą sytuację i przekażę do mediów. Zaproponowalem dokupienie biletu dla chlopca i zakończenie sprawy. Po wymianie zdań zgodzili się na takie rozwiązanie ale goście mieli tylko banknot 100 zł a biletomat nie przyjmował tego nominału (skomentowałem to, że biletomat ma więcej rozsądku niż ludzie
).
Dałem swoje pieniądze, kupiliśmy bilet dobowy za 15 zł i na tym sprawa się skończyła. Ponieważ turyści nie ustępowali więc przyjąłem od nich zwrot 15 zł chociaż proponowaliśmy (z panią, która mnie wspierała) przyjęcie tego jako drobna rekompensata za przykrości i stracony czas.
Bulwersuje mnie jeszcze jedno. Widuję w komunikacji miejskiej biednych, często brudnych obcokrajowców, którzy żebrzą o parę groszy i do nich kontrolerzy nawet nie podchodzą a jak widzą dobrze wyglądających turystów to rzucają się jak sępy bo czują zarobek.