Zamiast wzdychać, spójrz na to z innej strony.
Wracasz, w domu cisza, żona się u rodziny rozerwie, Ty masz spokój. No chyba, że bardzo chciałeś jechać i zona wiedziała. Ale skoro nie załatwiłeś na ten dzień wolnego, to znaczy, że nie mieliście zaproszenia i wszystko wyszło spontanicznie.
Twoim problemem, jak mi się wydaje. jest brak minimum autonomii. Tej wewnętrznej niezależności również. Mieszkasz w układzie, który z natury rzeczy stawia Cię w mniejszości. Sprawy się tak ułożyły, że czujesz się poszkodowany.
Czy słusznie nie wiem, pewnie do pewnego stopnia tak, ale nie jest sztuką siedzieć i cierpieć, ale znaleźć w sobie oparcie. Człowiek może się postrzegać różnie. Jako pokrzywdzonego cierpiętnika, albo kogoś, dla kogo utarczki ( a gdzie ich nie ma) nie są całym światem. Każda pierdołka nie może urastać do rangi życiowego problemu. A jeśli ktoś robi coś inaczej, niż chciałbyś, nie musi być zaraz Twoim wrogiem, a Ty poszkodowanym życiowo.
Na chodzący telewizor są zatyczki w uszy, a jak nie pomaga, to stanowcza rozmowa typu "koniec kropka".To w końcu Ty pracujesz, a nie żona.
Jeśli uważasz, że dałeś sobie wejść na głowę, teściowej też i ciągle jest źle, to zwołaj zebranie rodzinne i spokojnie powiedz, że masz dość. Niech wybierają albo alimenty ( a kokosów pewnie nie zarabiasz, więc wysokie nie będą) albo wzajemne umowy i kompromisy. Nie krzycz, tylko powiedz, co czujesz, bo pewnie domownikom nawet do głowy to nie przychodzi.Skąd mają wiedzieć, jak nie powiesz, że masz powoli ich dość.
Tylko się dobrze zastanów, co właściwie Tobie naprawdę przeszkadza, co wkurza, a na co możesz machnąć ręką.
Możesz jeszcze udać się na wewnętrzną emigrację, wykonać obowiązki, a potem, np. wziąć książkę, czytać, bawić się z dzieckiem jak dziecko
i resztę zdarzeń traktować jak powietrze. Człowiekowi z szerokimi zainteresowaniami, z poczuciem własnej wartości będzie łatwiej znieść brzęczenie os, szerszeni.....ups...teściowej, czy żony.
Sprawy nabiorą właściwych proporcji, a to jest bardzo ważne.
Nie wyolbrzymiać drobiazgów - przykazanie pierwsze.