> Nie podoba mi się zupełny brak reakcji ze strony innych forumowiczów na takie zachowania
A co tam - wypowiem się.
1) Nie reaguję, jeśli myślę, że rozmowa nie ma sensu (bo ja drugiej strony nie przekonam, druga strona mnie też nie, a spór nie jest wart wysiłku dla publiczności).
2) Dokładnie tak samo, jak przy wyborach PiS/PO, 99% komentarzy uważam za nakręcanie się mediami. Co zrobi Trump to się zobaczy, jak to zrobi. I wcale nie dlatego, że go lubię (czy Clinton czy Trump - nie mój prezydent, oboje karierowicze - cnota i szlachetność tych wyborów by tak czy siak nie wygrała).
3) Tekst o czerwonym guziku wskazuje, że nie ma o czym rozmawiać: patrz punkt pierwszy.
Dwie historyjki luźno związane z tym postem:
Jakiś czas temu jechałam w taksówce, w której taksówkarz zaczął mnie przekonywać, że Polska to już prawie Korea Północna (bo rządzi PiS). Dla przypomnienia, w Korei Północnej jest klęska głodu, za sprzeciw polityczno trafia się do działającego obozu koncentracyjnego wraz z całą rodziną trzy pokolenia wstecz. Był skłonny ewentualnie spuścić z tonu i uznać, że u nas jest jak w Arabii Saudyjskiej - tam się aktualnie wykonuje kary śmierci na opozycji politycznej i obowiązuje szariat. Ja go wcale nie przekonywałam, że PiS jest super i w ogóle to ósmy cud świata - zatrzymałam się na sugerowaniu, że może jednak u nas jest lepiej niż gdzieś, gdzie działają obozy koncentracyjne i za politykę się dosłownie, bez żadnej przesady, umiera. W ostateczności dowodem powinien być fakt, że ma paszport i prawo swobodnego wyjazdu za granicę. Nie odpuścił. Jak ktoś jest tak zakręcony, to nie ma po co rozmawiać.
W latach zimnej wojny było co najmniej około dwudziestu poważnych incydentów atomowych. Nie liczę pomniejszych (kilkaset). Od fałszywych alarmów, po awarie i
katastrofę samolotu niosącego głowice atomowe (nie wybuchły dosłownie cudem). Można na to patrzeć dwojako: ludzie są głupi, że takie narzędzia skonstruowali (bo kiedyś nam szczęścia zabraknie i rzeczywiście się wysadzimy). Albo, że cudem żyjemy i może cuda będą dziać się nadal. Tak czy inaczej jest to zjawisko poza kontrolą przeciętnego Kowalskiego. Dyskusja go nie zmienia - gdyby zmieniała, można by dyskutować choćby dla zmiany zdania. Ale jeżeli zmienianie zdania nic nie daje, a w ogóle jest niemal niemożliwe (patrz historyjka pierwsza), to po co?
Lepszych rzeczy do roboty nie ma?