Cześć nie było mnie chwilę
, jeżdżę sobie na zabiegi reh.
, ale dziś podzielę się z Wami lokalną humoreską. Sprawa dot. mojej ulicy do niedawna cichej i zdawało się uporządkowanej w sensie współżycia międzysąsiedzkiego. Mieszkańców jest chyba 34, a ulica przypomina zamkniętą podkowę. Ruch na niej niewielki, bo nie łaczy się z żadną ruchliwą jezdnią. I korzystają z niej tylko mieszkańcy, ew, goście nas odwiedzający. Typowa sypialnia - święty spokój..., aż pewnego dnia... mieszkańcy dostali wezwania na komendę, a następnie zostali "obdarowani" mandatami za złe parkowanie. Okazało się, że umieszczono znak drogowy nr 40 i parkowanie dozwolone tylko w wyznaczonych miejscach. Pojęcia nie mam kiedy ten znak postawili, jeżdzę od 20 lat i nigdy go nie widziałam
)).. i od zawsze wszyscy parkowaliśmy pod swoimi domami. Niestety sprawy nie koniec ktoś dowiedział się, że za cały zamęt odpowiedzialny jest gościu, który porobił zdjęcia i doniósł gdzie i komu trzeba... i... zaczęło się.. Mieszkańcy wystosowali protest do Włodarza Miasta, ten zlecił odpowiednim służbom ponowne przyjrzenie się sprawie. Dostaliśmy ankietę ze znakami, do wybrania najbardziej nam odpowiadającego. Oponentom nie wystarczyło. Dziś odbyło sie zebranie z kompetentnymi osobami. Co za żenada!!! Godzina jazgotania o niczym. Bo się okazało, że 2 sąsiadów nie chce, by reszta parkowała pojazdy przed posesjami, z powodu zagrożenia bazpieczeństwa dzieci do lat 7-u, które wg niego mogą wychodzić na ulicę bez opieki dorosłego. Ja się go zapytałam, kto dał mu prawo jazdy. Jak dowiedział się, że jednak dzieci muszą być pod opieką, to koniecznie chciał wiedzieć, czy jak on będzie spacerował z dzieckiem środkiem jezdni, to na pewno dziecka nikt nie potrąci???Czy ktoś tego człowieka rozumie, bo ja nie.. Sprawa jest rozwojowa...
))))) Stanęło na niczym....