No dobra, jest już jakiś cel: zapewnienie osobistej asystentury osobom niepełnosprawnym. Ale w tym momencie dopiero zaczyna się zabawa. No bo tak, wypadałoby:
- przeanalizować rzeczywiście prawo szwedzkie pod tym kątem
- sprawdzić kto i na jakich zasadach postanowienia tego prawa realizuje
- sprawdzić ilu mniej więcej ludzi z jego ustaleń korzysta
- ilu ludzi jest zatrudnionych do realizowania tegoż prawa
- ile to kosztuje
--------------------
Porównać wszystkie punkty powyżej z:
- polskim prawem o opiece nad osobami niepełnosprawnymi
- polskimi instytucjami realizującymi zapisy tego prawa
- w miarę możliwości z zatrudnieniem, kosztami itd.
-------------------
Na koniec wyciągnąć konkretne wnioski co się da realistycznie zmienić w systemie polskim, napisać stosowną petycję jeżeli uzna się, że coś się da poprawić przy pomocy nowego prawa (do czego wcale nie wszyscy są przekonani, bo ponoć prawo mamy całkiem nie najgorsze, tylko realizacja leży pokotem) i zająć się jej propagowaniem albo nagłaśnianiem tego, co już w polskim prawie jest. Samo hasełko "asystent dla każdego" jest mało warte - trzeba je, jak każdą propozycję, "opierzyć".
A zupełnie przy okazji - co zrobisz z ludźmi takimi jak ja, którzy asystenta mieć nie chcą (bo uważają, że w ich przypadku byłby to gigantyczny i głupi wydatek, póki sami sobie radzą)? W ekonomii nie ma przecież czegoś takiego jak "darmowy obiad" - jeżeli niepełnosprawni mają mieć asystentów (i to jeszcze po dwóch!) to to jest wielka machina szkolenia, zatrudnienia i bardzo duże realne koszty.
PS. Moja uczelnia zatrudnia asystentów dla swoich studentów. O ile jestem w stanie ocenić na oko - całkiem nieźle jej to idzie jak na tak ograniczone środki, jakimi dysponuje.