> Jednak często ci co "są na widoku", jak powiedziałaś, nie robią nic, by złą sytuację zmienić zasłaniając się odgórnymi przepisami.
Z jednej strony trzeba przyznać, że tak rzeczywiście jest. Z drugiej, wszyscy mam wrażenie wiemy że czasem przepis bywa silniejszy od człowieka (przypomina mi się tutaj przykład piekarza który zamiast stare pieczywo niszczyć dawał bezdomnym i urząd skarbowy naliczył mu 22% VAT od sprzedaży z odsetkami). W tym momencie warto też wziąć pod uwagę właśnie to, że mocując się z przepisami ludzie mogą sromotnie przegrać. I często nie chcą ryzykować. Czy to już "zasłanianie" czy ludzka słabość pod tytułem brak odwagi, na którą wielu z nas w różnym stopniu zapada?
> Dlatego ta sprawa tak porusza.
Z jednej strony się zgadzam. Z drugiej zastanawiam się, bo rozwiązania dla tych dzieci są z grubsza trzy i nie wszystkie dobre:
- pierwsze uznać, że skoro z powodu takiego dożywania jest hałas to lepiej nie dożywiać wcale, rozwiązać umowę albo jej nie podpisywać w przyszłym roku
- drugie, jeżeli urząd ma na to pieniądze to podnieść jakość dożywiania dzieciom biednym. Ale czy uda się osiągnąć taki sam standard jaki ma stołówka prywatna? Trudno mi to sobie wyobrazić. I tak narażamy się na zarzut segregacji, tylko mniejszej.
- trzecie, zamknąć stołówkę prywatną, żeby nie kluło w oczy że jeden sobie może kupić, a drugi nie. To jest niby jakieś rozwiązanie, ale znów niedoskonałe. Bo jeżeli w szkole oprócz stołówki jest np. sklepik to i tak będzie podział na dzieciaki, które mogą sobie kupić hotdoga i takie, które tego nie mogą. Nawet zresztą jeżeli wygnamy kapitalizm ze szkoły, nie rozwiążemy sprawy bo wtedy stołówka może się otworzyć... obok szkoły. I problem będzie w sumie podobny.
Mam wrażenie, że tego typu problemy powinno się rozwiązywać z rodzicami, bo media i różne osoby postronne są za daleko od sprawy. Nagłośnienie sprawy może pomogło, może nie. Ale dyskusje o tym kto powinien "zawisnąć" i co należy zrobić to już bardziej skomplikowana sprawa. Mnie np. trudno z tej odległości ocenić czy Ośrodek miał więcej pieniędzy i ich nie wydał, czy musiał postąpić w taki sposób i wybrać najtańszą ofertę. Trudno ocenić, czy dyrektor odpowiada za to, jak zorganizowana jest stołówka i czy próbuje łagodzić sytuację czy raczej mu to wisi. Trudno ostatecznie ocenić co należałoby zrobić, żeby wszyscy byli w miarę sensownie zadowoleni, a jakie rozwiązanie służyłoby tylko temu, żeby znów było "cicho" i wszyscy "zadowoleni" na zasadzie "nie wychylajmy się, to nie będziemy mieć problemów". Wiem jedynie, co ja chciałabym zrobić, gdybym mogła. Ale to chyba nie to samo.