Koko - pisanie w tak ogólnikowy sposób do niczego nie prowadzi. A z drugiej strony, jeżeli chcesz pisać szczegółowo i konkretnie o kimś, to zdecydowanie najlepiej jest to załatwiać prywatnie.
Zupełnie zresztą umyka mojemu rozumieniu czemu, skoro jesteśmy wszyscy dorośli, odczuwamy potrzebę postponowania się, skoro to niczego nie łagodzi. Już kiedyś to pisałam i napiszę jeszcze raz: to jest Internet. Jak mnie ktoś zdenerwuje, to idę zrobić sobie coś do picia, wyłączam komputer albo zmieniam stronę. Do tematu wracam za kilka godzin i zastanawiam się: czy warto kontynuować sprawę i coś napisać, czy lepiej temat zmilczeć. Jeśli warto coś napisać, to staram się to zrobić tak, żeby nie prowokować dalszej agresji. Nic mnie to nie kosztuje, bo mogę przysłać odpowiedź za 10 godzin, a mogę za 3 dni (nie mam obowiązku odpowiadania natychmiast). Mogę też tę samą odpowiedź pisać 5 razy.
Rozumiem oczywiście, że czasami ludziom coś się stanie i muszą się wywrzeszczeć. Może nawet ten temat jest przejawem tego, że się zdenerwowałaś i musiałaś to napisać. Ale na dłuższą metę warto chyba próbować się uczyć wyciszania takich reakcji. Zwłaszcza, że w Internecie nie działa wymówka że wybuchamy bo mamy zły humor, bo tak impulsywnie, bo poczuliśmy się skrzywdzeni itd. - tu nic nie dzieje się w czasie rzeczywistym i jak się chce, to się można zdystansować. Nie wiem, co Cię tak zabolało w cudzych wypowiedziach, ale cokolwiek by to nie było: to tylko internet. Skasuj tę prywatną wiadomość, wpisz sobie tego użytkownika na listę ignorowanych (jeśli to Ci się pomoże zdystansować) i po prostu działaj sobie dalej.
A teraz do pozostałych rzeczy:
> Jeżeli chodzi o siostry zakonne to zawsze się wyżywały na inwalidach.
Jest mi przykro, że takie właśnie miałaś doświadczenie. Ale pomimo całego rozgoryczenia proszę, spróbuj pomyśleć tak: nawet jeżeli spotkałaś przez te 16 lat 100 rożnych sióstr zakonnych i wszystkie traktowały Cię źle, to nadal nie zmienia faktu, że wśród sióstr zakonnych mogą być też osoby pozytywne (i w takim wypadku nie wierzę, żeby zmieniały się w potwory na widok inwalidy). Dlatego może jednak na "zawsze"? Może ty miałaś po prostu dużo pecha w życiu.
W podobny sposób (wydaje mi się) powstaje np. w ludziach sprawnych czasem przekonanie, że niepełnosprawny/inwalida to jest z zasady taki a siaki (rozgoryczony, burkliwy, głupi, roszczeniowy, potrzebne wstawić). Spotykają takich właśnie inwalidów/niepełnosprawnych i na tej podstawie dochodzą do wniosku, że ta czy inna cecha jest związana z inwalidztwem. Tymczasem podstawą tego jacy jesteśmy nie jest to, czy jesteśmy zakonnikami (lub zakonnicami), kierowcami autobusów, osobami niepełnosprawnymi, kobietami po sześćdziesiątce, profesorami ekonomii itd. tylko jakimi jesteśmy ludźmi. Jeżeli więc spotkało Cię złe traktowanie, toi wydaje mi się nie dlatego, że to były akurat siostry zakonne... tylko dlatego, że były takimi a nie innymi osobami.
> Nie mamy sprzętu ortopedycznego nie mamy sanatoriów ani leków za darmo .Ale za to mamy pokazy inwalidów w telewizji w reklamach .I sponsorowanie takiego i takiego inwalidy .Są pokazy i reklamy bo z tego teraz żyją Ci wszyscy kombinatorzy .Więc proszę nie wciskajcie kitu o dobroci dla inwalidów .
Komuny nie pamiętam, zresztą na moje szczęście nie potrzebuję drogich leków czy pomocy do funkcjonowania (choć niewątpliwie gdybym miała "zaplecze" i samodyscyplinę, mogłabym sobie jeszcze poprawić stan zdrowia) - choroba się ustabilizowała i taka jak jest, taka na razie będzie, a problemy jakie przez nią mam nie dadzą się rozwiązać tabletką czy wózkiem. Tym niemniej właśnie dzięki temu, że teraz jest jak jest ukończyłam studia i mam się czym zajmować. W moim wypadku, zamiana tego na ciepły fotelik w oddalonym od świata sanatorium zdecydowanie nie byłaby po mojej myśli. Dla mnie ta wersja rzeczywistości jak mamy teraz okazała się akurat lepsza. I to niezależnie od tego, czy ktoś na tym zarobił, czy nie.
Myślę, że nie jestem jedyną taką osobą. Jeżeli uznać przedstawiony przez Ciebie kontrast za w miarę zgodny z rzeczywistością (czyli, że to nie są wspomnienia a fakty), to teraz gorzej mają osoby, dla których i tak, w każdych warunkach, choroba stanowi ograniczenie odcinające od świata. Bo dla takich ludzi wybór doskonałej opieki medycznej kosztem braku perspektyw "na zewnątrz" jest lepszy. Tyle, że osoby aż tak ciężko chore, stanowią tylko część osób niepełnosprawnych. Reszcie, jak sądzę, wyszłoby na zdrowie gdyby mogli wykorzystać to, że teraz mają prawo "być w świecie" a nie "obok świata". O ile oczywiście rzeczywiście mają taką możliwość.