Witam Wszystkich!
Adopcja również leży w kręgu moich pragnień. Niestety nie jest to takie oczywiste. Przeszkody formalne są raczej nie do pokonania. Wpadliśmy jednak z mężem na pomysł stania się rodziną zaprzyjaźnioną. Mieliśmy nadzieję, ze choć w ten sposób będziemy bliżej celu. Rzeczywistość okazała się jednak bardziej realna od marzeń. Nasza niepełnosprawność (mąż jest niewidomy, a ja poruszam się na wózku) przekreśliła i to. Nie poddajemy się. Od miesiąca regularnie odwiedzamy dzieciaki w domu dziecka. Jesteśmy wolontariuszami. Przypisano nas do grupy interwencyjnej. Są tam dzieci w różnym wieku, na różnym stopniu rozwoju. Każde jest inne, a jednak każde z nich bardzo spragnione miłości, ciepła, zainteresowania.
Gdy zaproponowano nam takie rozwiązanie, początkowo miałam ochotę zrezygnować. Przerastała mnie perspektywa jeżdżenia tam, podsycania nadziei a potem powrotu do pustego domu. Ale jeździmy... wracamy do domu i mamy poczucie, że jednak robiąc tak niewiele, można sprawić, iż ktoś się uśmiechnie, przytuli i będzie tęsknił. Warto, nawet gdy czasami zaboli pustka!
W czasie jednej z rozmów z panią psycholog, dowiedzieliśmy się, że Katolickie Ośrodki Adopocyjne jednak trochę inaczej patrzą na takie sprawy. Tam dostrzega się człowieka, a nie paragrafy.
Agnieszko, życzę Ci z całego serca, wszelkiego możliwego powodzenia i wytrwalości! Mam nadzieję, iż spełnią się Twoje marzenia