Abstrahując od p. Pawłowskiego (bo ja się nie wyznaję na układach wszystkich NGO zajmujących się osobami niepełnosprawnymi i nie mam zdania, czy to ogłoszenie jest w sytuacji p. Pawłowskiego rozsądne) - prawdopodobnie źle interpretuję Twoją reakcję, ale wychodziło by mi, że gdyby TO SAMO stanowisko zostało oddane pod stołem to byłoby lepiej. Szczerze mówiąc mnie takie dictum dziwi: w takiej sytuacji jaka tu jest każdy sobie może wyrobić zadnie i na podstawie tego zdania coś robić (prosić Integrację o pomoc albo nie, poświęcać jej swój czas albo nie, propagować ją wśród znajomych albo nie itd.). Kiedy pewne rzeczy zaczyna się robić pod stołem, żeby ludziom się dobrze obiad jadło, jest to znacznie trudniejsze, bo wszyscy mają tak samo ładnie wyprasowany i skrojony na tę samą modłę image.
> Ale wiem też, jaką robotę w tym samym temacie choć znacznie ciszej wykonują o wiele mniejsze, ale piękne organizacje w Polsce - bez poklasku, ale z wymiernymi, długofalowymi skutkami dla podopiecznych (i pojedyncznych osób, i setek).
Moim zdaniem tym lepiej dla tych organizacji i ich podopiecznych.
Żeby było jasne - mnie p. Pawłowski jak i Integracja w ogólności "ani grzębi ani zieje". Za to wyznaję, może nieco idealistycznie, zasadę że:
a) jeśli jestem darczyńcą, to powinno mnie interesować na co idzie kasa i wtedy mogę kręcić nosem na poczynania określonego NGO.
b) jeżeli nie jestem darczyńcą ale znam darczyńców, mogę sobie do nich prywatnie po komentować.
c) jeżeli ani a ani b to po prostu "robię swoje", bo od oglądania się na sąsiadów dach się jeszcze nigdy nie naprawił.
Zresztą, być może światu jest potrzebny i jeden i drugi gatunek pracy - do niektórych ludzi trzeba wrzeszczeć przez megafon, a do innych wystarczy szeptać. Oczywiście patrzę na to z perspektywy nie działacza NGO, a osoby na końcu łańcucha pokarmowego, czyli darczyńcy, wolontariusza i szerszej publiki, której ten temat jest na co dzień obcy. Bo NGO przecież zajmując się beneficjentami, wykonują jednocześnie pracę "nadawania" do darczyńców i publiki - może nie wszyscy mają taki sam słuch i potrzebują organizacji różnego kalibru.
A tak ogólnie a'propos namaszczenia (znów abstrahując od ogłoszenia CI). Szczerze mówiąc ja w ogóle mam wrażenie, że w części sektora NGO skierowanego na niepełnosprawność (rozumianą w obecnych kategoriach prawnych - niepełnosprawnym jest w takim rozumieniu zarówno osoba przykuta do łóżkach jak i samodzielny w dużej mierze epileptyk) jest sporo namaszczenia z gatunku: "ojejku, piszesz wiesze - wspaniale, niepełnosprawny pisze wiersze". Trzeba to po prostu przeżyć.
PS. Dziękuję za niezasłużony chyba-komplement.