Mam wreszcie chwilę żeby napisać nieco więcej. Nieporozumieniem jest porównywanie Polski do krajów tzw. starej UE. 25 lat temu zakończyliśmy 45 letnią przygodę z gospodarczo niewydolnym ustrojem gospodarczym co skończyło się nie tylko bankructwem kraju, lecz także syndromem wyuczonej bezradności u wielu obywateli oraz strukturalnymi problemami gospodarczymi, które odczuwamy do dzisiaj. Trudno jest więc stawiać w jednym rzędzie Polskę i np. Włochy, które socjalizmu nie próbowały. Zresztą Włochy de facto zbankrutowały, podobnie jak Grecja, Irlandia, Portugalia i socjal w tych krajach został ucięty, a to dopiero początek. Powinniście być dumni z tego jak kraj się zmienił przez te 25 lat. Pewnie, że można było zrobić wiele rzeczy lepiej. Jednak to y jesteśmy stawiani za wzór przemian gospodarczych w regionie po 1989 roku, lecz oczywiście malkontenctwo bierze górę.
Piszecie o rozwarstwieniu zarobków i, że są one zbyt niskie w stosunku do cen. Od kilku miesięcy mamy deflację a realne wynagrodzenia rosną co miesiąc o ok. 4% to tak na marginesie. Ważniejsze jest jednak to, że jedyną, powtarzam jedyną, receptą na wyraźny wzrost siły nabywczej jest zmniejszenie klina podatkowego (narzutów na płacę). To z kolei nie zostanie zrobione dopóki jesteśmy objęci procedurą nadmiernego deficytu? A skąd to się wzięło. Ano stąd o czym tu było wielokrotnie pisane - daj temu, tamtemu, państwo niech pomoże. W drugim rzędzie wzrost płac wymusi wzrost produktywności gospodarki i tu rzeczywiście rząd powinien zwiększać zakres swobody prowadzenia działalności gospodarczej. Tyle, że już tylko 40% obowiązującego prawa powstaje w Polsce, reszta w UE. Coś za coś. Złodziejskie rządy? Przekręty są wszędzie. Jednak przy rocznych wydatkach budżetu na poziomie 340 mld zł to są drobne. Winy za to, że jest tak a nie inaczej, nie ponoszą więc jacyś mityczni złodzieje.