Ponieważ napisałaś pod moim postem:
Nie, ja nie będę radzić studiów ludziom koło sześćdziesiątki, jako bardzo praktycznego rozwiązania. I tak, wyobrażam sobie, że za 800 zł miesięczne żyje sporo ludzi. Są też np. sprawni, którzy mają dzieci i np. ~1300 na rękę, więc w sumie też bieda piszczy. Tak, są ludzie, którym trzeba podawać szklankę z wodą, bo sami nie wezmą sobie picia. Znam takich, bywam w ich towarzystwie. I jak mogę, to im tę szklankę podaję.
Pisali kiedyś na tym forum ludzie - młodzi zresztą - z różnymi chorobami w rodzaju zaniku mięśni, którzy zwierzali się, że planują samobójstwo, bo boją się co będzie, jak nie będzie rodziców. Czytałam ich posty, pamiętam ich do dzisiaj. Ale nic nie mogłam zrobić z ich problemem, konkretnie. Autorowi wątku radzę właśnie dlatego, że ma takie schorzenie. Jak by napisał "jestem sparaliżowany od głowy w dół", to bym się nie odzywała, bo ja nie mam wystarczającego doświadczenia w takim życiu. Ale podał taką, a nie inną jednostkę chorobową, to się odezwałam.
Nie nakarmię człowieka, który nie ma co jeść, a jest po drugiej stronie Polski. Pomoc wymaga
obecności a tego na forum nikomu nie załatwię.
Mogę podrzucić bazę danych organizacji pozarządowych, bo może gdzieś w okolicy jest jakaś grupa, która pomaga w takich sytuacjach. Ale jeśli jej tam nie ma, to jej nie urodzę.
Nie rozpiszę też za nikogo budżetu za 800 złotych, bo nawet jeśli, da się tak żyć (że opłaty i koszty zamykają się w tych ośmiuset złotych), nie da się tego zrobić "w teorii". Może się w konkretnej sytuacji okazać, że się da (na byle jakim poziomie, ale się da). A może się okazać, że się nie da i trzeba szukać pomocy z zewnątrz.
> Nie do wszystkich pasuje jedna miarka.
Co proponujesz z tym zrobić? Poważnie pytam. Ale nie, co może zrobić ktoś, tylko Ty albo ja? Konkret poproszę.