> Poradźcie co mam robić bo już sam nie wiem co robić...
Pytanie o radę obcych ludzi z internetu jest ryzykowne. Ale...
Po pierwsze, jest całkiem możliwe, że Twoi rodzice wątpią w Twoją samodzielność. Jest nawet możliwe, że nie przyznaliby się do tego, gdybyś ich zapytał wprost. To nie jest nietypowe wśród rodziców osób "średnio niepełnosprawnych" (na tyle niepełnosprawnych, że to robi różnicę w ich życiu, a na tyle sprawnych, że samodzielność nie jest dosłownie fizycznie niemożliwa).
Nie byłoby też nic niezwykłego w tym, że planują, że to rodzina będzie się Tobą opiekować (i że Ciebie ten pomysł wcale nie uszczęśliwia - nie wiemy też, co na to tak naprawdę rodzina). To bardzo powszechny model, o którym nawet czasami nie mówi się wprost. Ja w pewnym momencie życia spotkałam się z tym, że krewni uważali, że jestem "dzielna" że się wyprowadzam z domu rodzinnego, bo ich zdaniem "obowiązek moralny" opieki nade mną mają kolejno: mój żyjący rodzic i moje rodzeństwo. To, że ten pomysł jest nierozważny (bo rodzicowi już bliżej do końca niż do początku, a rodzeństwo ma własne życie i prawo do tego własnego życia) jakoś im samo do głowy nie przyszło. Musiałam wytłumaczyć, że samodzielne mieszkanie w wieku 25+ to nie jest odwaga tylko naturalna kolej rzeczy (jeśli jest to możliwe).
W tej sytuacji Ty i rodzice macie zupełnie różne potrzeby. Zgaduję, że oni są już na emeryturze. I że może nie chodzić o to gdzie "spoczną ich kości" tylko o to, że przy krewnych jest więcej "ciepła rodzinnego" (teoretycznie). Łatwiej wrócić na stare miejsce (przynajmniej pozornie) niż np. budować nowe znajomości i poczucie przynależności w miejscu, do którego człowiek się ostatecznie nie przyzwyczaił.
Jeśli to jest dla nich ważne, to będziecie się o to pewnie kłócić ponownie. Bo Ty nie chcesz zmieniać miejsca, a oni chcą i obie strony mają swoje racje. Prawdopodobnie najlepszym rozwiązaniem byłoby gdybyś się od rodziców w pełni usamodzielnił, jeśli to możliwe - finansowo (najpierw - żeby nie było argumentu, że oni swoje pieniądze wydają na Twoje mieszkanie w mieście) i życiowo.
Wymagałoby to zgromadzenia pewnej sumy pieniędzy, choćby na tymczasowy (np. roczny) wynajem mieszkania i nauczenia się wszystkich kluczowych umiejętności związanych z samodzielnym mieszkaniem (jeśli jakieś jeszcze masz nieopanowane) - od płacenia rachunków, przez gotowanie, po poruszanie się po mieście w każdych warunkach atmosferycznych bez "obstawy". Nie znam dokładnie Twojego stanu, ale z doświadczenia wiem, że przy porażeniu mózgowym to jest możliwe, jeśli porażenie nie jest zbyt duże, a otoczenie jest zaadaptowane.
Zależnie od tego, jakie są relacje z rodzicami, taki plan może nie przejść gładko. To jest jakieś ryzyko, bo dla odmiany "stawiasz na swoim" (zamiast zgadzać się jak zwykle). Ale nie wydaje mi się, żeby racjonalne było zatrzymanie rodziców siłą w miejscu, w którym być już nie chcą, w sytuacji kiedy dom należy do nich, a Ty jesteś od nich faktycznie zależny.
W przeciwieństwie do wielokropka mam wrażenie, że np. dwutygodniowa zmiana sytuacji (oni wyjeżdżają "w rodzinne strony", a Ty sobie wtedy radzisz sam) może ewentualnie być krokiem w dobrą stronę, ale nie rozwiązaniem ostatecznym. Bo to po prostu zbyt krótki czas - to jeszcze taki czas, że oni tam mogą być na prawach gości, a Ty z kolei przetrwałbyś nie będąc w pełni samodzielnym (a zatem nie byłby to pewnie dla rodziców dowód, że sobie naprawdę poradzisz).
I żeby było jasne, z jakiej pozycji radzę: ~30 lat, MPD (diplegia spastyczna, chodzę bez oprzyrządowania ale ze stałymi zaburzeniami równowagi), piąty rok we własnym mieszkaniu, w dużym mieście. Pomoc rodziny na co dzień ogranicza się do tego, że raz na ruski rok wymienią mi żarówki (bo ja nie wejdę po drabinie). Wszystko inne, co jest potrzebne do codziennego życia, robię sama.