Tadek - Niejadek - to taka gumowa zabawka ,chłopaka w czapeczce lub berecie - już nie pamiętam . Ale wiem ,że był to mój najlepszy kumpel . Był zawsze ze mną : Gdy byłem chory i siostra przyjeżdżała do mnie na rowerze by zrobić zastrzyk ... Oj ! jak ja nie lubiłem strzykawek
. Teraz również za nimi nie przepadam ,ale ...jak miła 'strzykawka'
- to i wkłucie jakby mniej bolało
.
Pamiętam również jak szliśmy do Morskiego Oka z dolnego parkingu( piszę ' z dolnego parkingu ' bo przez jakiś niedługi czas można było o wiele wyżej wyjechać samochodem) - kilka kilometrów pod górkę i my : młodzi i radośni szliśmy do tego Oka nie zważając na tyle kilometrów przed nami i to ciągle pod górkę
.
Lub w drodze na Giewont wpadaliśmy do Albertynek (klasztoru sióstr Albertynek ) na przepyszną herbatę lipową . Kilka razy wchodziliśmy na Giewont i zawsze podziwialiśmy ' turystki ' w szpilkach zdobywających szczyt ... Tylko nie wiem do końca : Giewontu czy bezmyślności ?
.
A jak żeśmy szli Czerwonymi Wierchami bo Giewont już nie był dla nas żadnym wyzwaniem ... Nogi ' wchodziły ' nam do ... po kostki
.
Lub w Poroninie z nudów poszliśmy do jedynego w Polsce - muzeum Lenina
. Co prawda nie bylismy tak odważni by go spalić ,ale tylko nas utwierdziło ,że to są bajki . Ten tornister małego Lenina i ubranie gdy chodzłl do pierwszej klasy
)) . Pozdrawiam
.